Wrześniowy przewodnik koncertowy Culture.pl
Cezary Tomaszewski
Cezary Tomaszewski

Choreograf, reżyser i performer. Twórca głośnych spektakli muzycznych Capelli Cracoviensis. Monteverdiego serwował w barze mlecznym, Glucka ćwiczył na sali gimnastycznej, a Moniuszkę w krakowskim salonie. Swój najnowszy, autobiograficzny spektakl "Cezary idzie na wojnę" zrealizował w Komunie Warszawa.
Urodził się w 1976 roku. Studiował wiedzę o teatrze na warszawskiej Akademii Teatralnej i choreografię w Brucknerkonservatorium Linz w Austrii. Ukończył też szkołę muzyczną II stopnia i przez 15 lat kształcił się wokalnie w chórze Teatru Wielkiego w Warszawie. Tworzy w teatrze i w operze, eksperymentuje z klasyką, przyznaje, że w sztuce interesuje go banał.
"Teatr i muzyka poważna wciąż mają u nas status świętej krowy - albo nas ''odchamiają'', albo perorują jak z ambony. Scena jest miejscem, z którego wypowiada się wielkie prawdy o świecie. Szukam tego miejsca przecięcia". ( "WO", czerwiec 2012)
W 2009 roku wystawił w Wiedniu "Wesołą Wdówkę", autorską wersję operetki Franza Lehara z udziałem czterech polskich sprzątaczek, partie muzyczne przeplatane były osobistymi monologami bohaterek. Jak trafiły do Austrii? Dlaczego sprzątają? "Austriaczki przychodziły do nas po spektaklu i mówiły, że dzięki nim wierzą w sens upominania się o sprawy kobiet." - wspominał Tomaszewski. Spektakl przyniół mu międzynarodowy rozgłos i prestiżowe wyróżnienia dla najlepszego reżysera i najlepszej offowej produkcji w Austrii, przyznawane przez magazyny "Theater heute" i "Falter".
Inne podejście do muzyki

Cezary Tomaszewski podkreśla, że ważne jest dla niego także tworzenie pola do dyskusji. Pretekstem do wielu rozmów z pewnością była "Bar.okowa uczta", inscenizacja madrygałów Claudio Monteverdiego prezentowana w niecodzienniej scenerii baru mlecznego w Krakowie. "Zależało mi na tym, aby pokazać muzykę w innym kontekście(...) Ta inscenizacja jest powiedzeniem "nie" dla wynoszenia muzyki na piedestał " - tłumaczył.
Z Capellą Cracoviensis młody reżyser zrealizował także inne niekonwencjonalne przedsięwzięcia, np. pieśni Mendelssohna wyprowadził z sali koncertowej na powietrze - do Lasku Wolskiego, a ''Orfeusza i Eurydykę" Christopha Glucka do sportowej hali.
Szerokim echem odbiła się również jego interpretacja wileńskiej wersji "Halki"Stanisława Moniuszki, która miała swoją premierę podczas festiwalu Opera Rara w Krakowie.
Muzykę wykonywała na historycznych instrumentach Capella Cracoviensis pod batutą Jana Tomasza Adamusa, jednak na scenie pojawiły się nowe wątki, nowe dialogi i nowi bohaterowie, m.in. postać Marii Fołtyn, śpiewaczki, która straciła głos, poświęcając swój ''niemy'' okres życia propagowaniu muzyki Moniuszki na całym świecie, a także 11-letniego Cezarego Tomaszewskiego, który w tym czasie śpiewał u Fołtyn.
"I tak dzieło Moniuszki staje się nie tylko opowieścią o zdradzie, ale i traktatem na temat głosu i roli kobiet w operze. Nie ma tam łamania konwenansów, szokowania współczesnego widza, który w końcu niejedno w teatrze muzycznym już widział. Jest trochę za gęsto, kilka szczegółów wydaje się być wyważaniem otwartych drzwi (na przykład scena, w której Halka ubierana jest w kolejne t-shirty z modnymi hasłami propagującymi dystans do życia, optymistycznymi memami). Warto się jednak nad przedstawieniem Tomaszewskiego pochylić, w ciekawy sposób pokazuje pewien paradoks sztuki: uwspółcześnienie może być sposobem na powrót do korzeni" - czytamy w recenzji na Culture.pl
Choć przedstawienie wzbudziło sporo kontrowersji i podzieliło krytyków, to zdaniem Filipa Lecha, reżyser powrócił tą inscenizacją do korzeni opery i teatru muzycznego.
[Embed]
Wesele i wojna
W teatrze twórca mierzył się m.in. ze Stanisławem Wyspiańskim. Jego surrealistyczne "Wesele na podstawie Wesela" z przebojem z "Króla Lwa" w finałowej scenie powstało w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Tomaszewski współpracował także m.in. z łódzkim Teatrem Nowym ("Nie ma tego złego co by ładnie nie wyszło") i kaliskim Teatrem im. Bogusławskiego ( "Żołnierz królowej Madagaskaru" Juliana Tuwima).
Zrealizowany w Komunie Warszawa najnowszy spektakl bazujący na biografii twórcy - "Cezary idzie na wojnę" został okrzyknięty przez krytykę jedną z najciekawszych propozycji teatralnej jesieni 2017.
"Druga odsłona projektu Komuny//Warszawa zatytułowanego „Przed wojną/Wojna/Po wojnie”, inspirowanego powrotem wojennej i militarnej retoryki w Polsce przynosi campową rewię, dowcipną i poruszającą jednocześnie (...)" - recenzuje Aneta Kyzioł w Polityce.
Jako choreograf współpracował m.in. z Moniką Strzępką, Wiktorem Rubinem, Mają Kleczewską, Evą Rysovą i Bartoszem Szydłowskim. Jego projekty takie jak "Last Temptation of Saint Bernardette" i "Dance Tetralogy", prezentowane były na festiwalach w Austrii i Szwajcarii.
źródła: cezarytomaszewski.com, polityka, wysokie obcasy, dwutygodnik.com, Culture.pl, taniecpolska.com, oprac. AL
Warszawska Jesień 2017 [galeria]
Warszawska Jesień 2017 [galeria]
Sześćdziesiąta już edycja festiwalu muzyki współczesnej o międzynarodowej sławie i renomie. Jubileusz daje szczególny powód nie tylko do rozważań o przeszłości, tradycji Festiwalu, pamiętnych koncertach i postaciach. Powróci do wielkich sukcesów i momentów przełomowych, ale przede wszystkim podejmie temat, stanowiący istotę i tożsamość wydarzenia - fenomen awangardy.
Warszawskiego poloneza czas zacząć
Warszawskiego poloneza czas zacząć

Orkiestra Sinfonia Varsovia ogłosiła konkurs na skomponowanie poloneza, który uświetni obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Prace oceniać będzie jury pod przewodnictwem prof. Krzysztofa Pendereckiego. Wyniki ogłoszone zostaną 4 czerwca 2018 roku, w rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów.
Do konkursu może przystąpić każdy kompozytor posiadający polskie obywatelstwo, bez względu na wiek i wykształcenie muzyczne. Zgłoszone utwory nie mogły być wcześniej publikowane ani wykonywane. Konkursowa kompozycja nie może być dłuższa niż 10 minut, powinna nawiązywać do dziedzictwa muzyki polskiej, mieć charakter uroczysty i podniosły, przy zachowaniu użytkowego charakteru reprezentacyjnego tańca narodowego (z możliwością wykonania z elementami choreografii).
Prace konkursowe można składać do 1 marca 2018 roku. Oceniać je będzie komisja pod przewodnictwem prof. Krzysztofa Pendereckiego, w składzie: Agata Zubel, Grażyna Nawratil-Pstrokońska, Paweł Mykietyn, Paweł Szymański, dyrygent Tadeusz Strugała oraz Janusz Marynowski, dyrektor Orkiestry Sinfonia Varsovia, instytucji kultury m.st. Warszawy. Zwycięzca otrzyma nagrodę, ufundowaną przez m.st. Warszawa, w wysokości 50 000 zł., za zajęcie drugiego miejsca autor otrzyma 30 000 zł, a za trzecie miejsce 20 000 zł. Ponadto wszystkie trzy kompozycje zostaną nagrane na płytę przez Orkiestrę Sinfonia Varsovia i premierowo wykonane jesienią 2018 roku.
Polonez to polski taniec narodowy charakteryzujący się metrum ¾, wywodzi się z kultury wiejskiej, ale szybko przeszedł do salonów. Tańczono go nie tylko w Polsce, za sprawą Augusta II, elektora saskiego, zdobył popularność również w Niemczech. Artystyczne polonezy komponowali: Bach, Mozart, Schumann, Liszt, Czajkowski, Skriabin, Chopin, Moniuszko, Ogiński, Kilar i inni.
W poszukiwaniu utraconej awangardy – Warszawska Jesień 2017
W poszukiwaniu utraconej awangardy – Warszawska Jesień 2017

Gdzie się podziały tamte awangardy – awangardy zmuszające do dyskusji, otwierające słuchaczowi uszy i wytrącające go z przyzwyczajeń? Czy Warszawska Jesień będzie stała na straży XX-wiecznej tradycji współczesności, a może otworzy się na nowe wpływy?
Dla Warszawy to 60. edycja Miedzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej, dla Jerzego Kornowicza – debiut w roli dyrektora festiwalu. Jego poprzednik, Tadeusz Wielecki, kierował Warszawską Jesienią 18 lat i stworzył przestrzeń, w której reprezentowane były niemal wszystkie nurty muzyki współczesnej (choć niektóre, np. noise, wchodziły w zakamarki Jesieni z niemałym trudem). Czy z perspektywy słuchacza ta zmiana przyniosła coś nowego? W programie tego nie widać (może efekty decyzji programowych Kornowiczaujawnią się w następnych latach), nastąpiły natomiast zmiany lokalowe. Część festiwalu odbywała się do tej pory w Soho Factory, nieciekawej akustycznie poindustrialnej przestrzeni na warszawskiej Pradze (dla czytelników spoza Warszawy – dość blisko od centrum). Teraz za salę koncertową służy Studio ATM – akustycznie świetne, ale położone na dalekim Wawrze (czyli na drugim krańcu świata).
Nie zmieniły się także – powtarzające się od lat – pofestiwalowe dyskusje i spory. Czy WJ jest zbyt hermetyczna i akademicka, czy jest tam miejsce dla eksperymentów? W jaki sposób powinna otworzyć się na nowych słuchaczy, żeby nie stracić swojego charakteru? Najpierw przypomnijmy sobie czego w tym roku mogliśmy posłuchać.
Skąd przyszliśmy?
Tematy przewodnie WJ często wprowadzają komentatorów w kłopotliwą dezorientację – tak było z ,,dynamistatyką” sprzed dwóch lat, podobnie jest z tegoroczną ,,transawangardą”. Dokładne znaczenie tych pojęć rozumie chyba tylko Krzysztof Szwajgier, autor przewodnich esejów otwierających katalog Jesieni. W skrócie: jest to suma wszystkich, często nawzajem się znoszących, awangard, które przeżyła WJ. Wyróżniona została twórczość polskich kompozytorów.
Festiwal otworzył ,,Générique” (1963) Wojciecha Kilara, wizja paryskiego korka przepełniona glissandami, klasterami i tremolandami (czyli odgłosami klaksonów, syren, hamujących samochodów – orgia dla sonorystycznej wyobraźni). W obsadzie mamy czterokrotnie poszerzoną grupę instrumentów drewnianych dętych, dwa saksofony i... zbiornik na benzynę o pojemności 200 litrów. Brzmi potężnie, prawda? W wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod dyrekcją Alexandra Liebreicha paryski korek nie charakteryzował się szczególną dynamiką. Chociaż kompozycja Kilara się nie zestarzała, nawet w niemrawym wykonaniu.
Większe szczęście do wykonawców miał ,,Quartetto per archi no. 1” (1960) Krzysztofa Pendereckiego. Paryski Diotima Quartet był jednym z najlepszych zespołów na całym festiwalu – muzycy mieli całkowitą kontrolę nad wydobywanymi przez siebie dźwiękami, dbali o każdy szczegół swojego wykonania. Kilkuminutowy kwartet Pendereckiego to przegląd nietypowych technik instrumentalnych – uderzania w struny i pudło rezonansowe, stukanie, pukanie, wydawanie jak najwyższych dźwięków – złączonych ze sobą zróżnicowaną dynamiką. Intelektualna precyzja Pendereckiego została rozwinięta o czynniki emocjonalne w ,,In Search of Certainty” (2010, spóźnione prawykonanie) Dominika Karskiego. Brutalność poszukiwań brzmieniowych stała się tutaj bardzo liryczna, trochę jak dotkliwy dla ucha śpiew ptaka.
Badające możliwości brzmieniowe akordeonu ,,Capriccio” (1983) Andrzeja Krzanowskiego zagrane przez Macieja Frąckiewicza wybrzmiało błyskotliwie i odkrywczo, o wiele ciekawiej niż kilka utworów współczesnych polskich kompozytorów prawykonywanych na wieczornym koncercie akordeonowym. Swoją drogą było to wyjątkowo męczące wydarzenie – godzina 22.30, a siedem utworów wykorzystujących akordeon zaprezentowano bez żadnej przerwy. Takie nagromadzenie było ciężkostrawne; szkoda, stracili na tym świetnie przygotowani wykonawcy (Twogether Duo i Duo Van Vliet) i kompozytorzy, których utwory mogłyby sprawdzić się lepiej w innych programach.
Nie zaszkodziłoby, gdyby organizatorzy bardziej wzięli pod uwagę ograniczenia percepcyjne słuchaczy. ,,Dźwięczę, jestem” (2017) Tadeusza Wieleckiego, utwór pokazujący w krzywym zwierciadle modę na używanie gestów w muzyce, mógłby ciekawie wypaść w towarzystwie utworów Jacka Sotomskiego i Alexandra Schuberta (opisane w dalszej części tekstu). Produkt korporacji Musax założonej przez Mikołaja Laskowskiego, czyli ,,Deep Relaxation Number One: DNA Delete Mode” (2016) to próba krytyki społecznej, więc warto byłoby zaprezentować go w innym kontekście, np. poza salą koncertową. Wykonane podczas tego samego koncertu ,,3rd Phase” (2012) Wojtka Blecharza to fragment jego opery ,,Transcryptum” (2013), w której widzowie przemierzali cały gmach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Dwa przestrojone akordeony w towarzystwie metronomów tworzą nachodzące na siebie ściany dźwięku, które szerokim pogłosem roznoszą się po całym korytarzu. W sali koncertowej efekt końcowy nigdy nie będzie tak ciekawy...
Próbę czasu przetrwały też utwory wyprodukowane w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia: ,,Muzyka na taśmę magnetofonową i fortepian solo” (1971–1972) Andrzeja Dobrowolskiego i ,,Etiuda konkretna (na jedno uderzenie w talerz)” (1959) Włodzimierza Kotońskiego. Są to kompozycje korzystające z prostych przetworzeń i skupione na swojej dźwięczności, ale złożone i ciekawie napisane. Dzisiaj muzyka elektroniczna dostępna jest dla każdego, a kompozytorzy akademiccy często sięgają po środki używane w utworach komponowanych dla innych przestrzeni i kontekstów niż filharmonia. Rafał Ryterski w ,,Saudade” (2015) tworzy hałaśliwy, przestrzenny pejzaż, jakich wiele w dusznych klubach grających muzykę eksperymentalną czy festiwalach w stylu krakowskiego Unsoundu. Kluby i nieakademickie festiwale mają sporą zaletę, nie zmuszają nikogo do wysłuchania utworu, który wydaje się nudny. Zdecydowanie organizatorzy festiwali muzyki elektronicznej powinni interesować tym, co dzieje się poza murami akademii.
Nie zabrakło też światowych klasyków awangardy: Luigiego Nona i Isang Yuna. Nono jest polskiej publiczności dobrze znany, jego utwory regularnie pojawiają się na WJ, a Krzysztof Kwiatkowski poświęcił mu książkę ,,Mistrz dźwięku i ciszy”. Obecność ,,Pièce concertante” (1976) Yuna było miłym akcentem – muzyczny świat obchodzi w tym roku setną rocznicę urodzin koreańskiego kompozytora o niesamowitymżyciorysie.Uczestnik antyjapońskiego ruchu oporu, więziony w japońskich obozach, studiował neue musik w Niemczech, później został porwany przez wywiad południowokoreańskiej junty wojskowej, po wyjściu z więzienia wspierał demokratyzację swojego kraju. W latach 70. wrócił do Niemiec, gdzie pisał i wykładał do swojej śmierci w 1995 roku. ,,Pièce...” to utwór wielowarstwowy, może trochę ciężki, ale rzadko się zdarza, żeby utwór był tak bogaty brzmieniowo i przejrzysty zarazem.
Wsłuchiwanie się w historyczny przegląd WJ było bardzo przyjemne. Ale gdzie podziała się muzyka Tomasza Sikorskiego, jednego z najciekawszych (re)interpretatorów sonoryzmu? W ostatnich latach utwory Sikorskiego nagrywano, wystawiano, komentowano; jego życie i twórczość zainspirowały autorki spektaklu ,,Holzwege” – pamięć o nim wyszła poza środowisko zajmujące się muzyką współczesną. Zastanawia też, dlaczego organizatorzy festiwalu nie przedstawili w końcu twórczości Zbigniewa Karkowskiego, zmarłego w 2013 roku kompozytora i muzyka noise'owego.Wydaje się, że na obecność w kanonie Warszawskiej Jesieni – który jest właściwie kanonem polskiej muzyki współczesnej jako największy festiwal w Polsce, na który przyjeżdżają ludzie z całego świata – zasługują również Andrzej Bieżan, Barbara Buczek, Adam Falkiewicz, Jan Fotek i dziesiątki innych kompozytorów i kompozytorek.Główny nurt festiwalowy kreuje w pewien sposób oficjalną tożsamość polskiej muzyki współczesnej, warto więc włączać weń istotnych, choć czasami zapominanych twórców.
Polska klasyka muzyki nowej stanowiła niezbyt duży procent programu festiwalu. Mam jednak wrażenie, że program WJ kręci się wokół kilku sprawdzonych nazwisk i nie otwiera się na wyjątkowo ważne marginesy swojej historii. Wydaje się, że bardziej zniuansowana odpowiedź na pytanie: ,,Skąd przyszliśmy?” pomogłaby nam odnaleźć się we współczesności.
Kim jesteśmy?
Nie wiadomo. Spróbujmy spojrzeć na kilka ścieżek wydeptywanych przez współczesnych kompozytorów.

Niektórzy kompozytorzy odchodzą od muzyki, chociażby Jacek Sotomski w ,,Dzięki, Leszek” (2017), utworze wystawionym przez krakowską Spółdzielnię Muzyczną. To opowieść o Leszku Cichońskim i organizowanym Gitarowym Rekordzie Guinessa, który co roku odbywa się na wrocławskim rynku. Treści jest tam dużo: od krytyki funkcjonowania systemu kultury (grantoza, skupianie się na spektakularnych akcjach) po wyśmianie polskiego zachwytu nad wszystkim, co zagraniczne. Właściwie jest to sięgający po kilka dźwięków kabaret, satyra społeczna gęsto wykorzystująca internetowe imaginarium. Działania Sotomskiego są przesycone znaczeniami, działaniami scenicznymi i wyświetlanymi symbolami (w większości śmiesznymi obrazkami z internetu). Karuzeli śmiechu nie ma końca, chociaż wnioski są przygnębiające – tylko ile osób przebije się przez przyciężki kabaret postinternetowy?

Innym humorystycznym, parateatralnym utworem tegorocznej Jesieni było ,,Symphonic Piece” (2017) Piotra Tabakiernika. W czasie przerwy przed koncertem obsługa filharmonii wręczała gościom karteczki z różnymi instrukcjami (,,uśmiechnij się do osoby po lewej stronie”, ,,wchodząc do sali, rozglądaj się, czy nie widzisz kogoś znajomego” itd.). Muzycy Orkiestry Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Jacka Kaspszyka zręcznie wiercili się na krzesłach, chrząkali i szeptali, ciągle coś im przeszkadzało w grze. Po kilku minutach dyrygent odwrócił się do publiczności, wtedy rozległy się brawa. I gwizdy – na sali było kilkanaście osób z gwizdkami; wtedy muzycy zaczęli miętolić partytury i się nimi obrzucać. Wyjątkowo transawangardowy happening, powrót do lat 60. – koń by się uśmiał. Swoją drogą, muzycy obrzucali się partyturami też w poprzednim utworze Tabakiernika, ,,Monachomachii” – warto byłoby wymyślić jakieś nowe chwyty.
Inną wizję teatru muzycznego ma Pierre Jodlowski, nowy dyrektor wrocławskiego festiwalu Musica Electronica Nova. Skomponowany i wyreżyserowany przez niego ,,Ghostland” (2017) na czterech muzyków z Les Percussions de Strasbourg, lalkarkę, elektronikę, wideo i światła to metaforyczna opowieść o duchach: zarówno duchach zmarłych, jak i żywych ludziach uwięzionych w trybach depersonalizujących korporacji. Czasami są to cienie, innym razem postać zawinięta w prześcieradło albo pojawiające się na ekranie sylwetki w garniturach pozbawione twarzy. Wygląda na to, że Jodlowski nie boi się kiczu – cytuje poezje niemieckich romantyków w scenerii przypominającej plan zdjęciowy horroru o egzorcyzmach, razi widzów ostrymi światłami, każe swoim muzykom-aktorom biegać przez dłuższą część spekaklu dookoła sceny i wykonywać perkusyjne solówki o niebywałym tempie, których nie powstydziłyby się gwiazdy metalu. Właściwie te momenty, które zaprzeczały konwencji kultury wysokiej, były najciekawsze. Czy w muzyce nowej jest miejsce na coś, co przypomina kino gatunkowe? Czy Pierre Jodlowski (albo ktokolwiek inny) byłby w stanie zrealizować horror w rytmie neue musik i w jaki sposób przyjęłaby to publiczność?

Wielką popularnością cieszy się użycie gestów. Oczywiście nie jest to nowość, środek ten wykorzystywał chociażby Bogusław Schaeffer w swoim teatrze instrumentalnym, ale dzisiaj jest wręcz moda na zapisywanie w partyturach gestów, najczęściej niezrozumiałych dla publiczności. W ,,Point Ones” (2012) Alexandra Schuberta chociaż je słychać, dyrygent podłączony jest pod sensory ruchu, przez co poruszając się, kieruje nie tylko orkiestrą, lecz także warstwą elektroniczną. Słyszalność jest w muzyce wyjątkowo ważna, w końcu jej odbiorcami są nie tylko osoby posiadające sprawny zmysł wzroku.
Rozwinięciem tematu gestu może być muzyka współczesna jako gra zręcznościowa. Andrzej Kwieciński w ,,super [P|PE(s)]” (2017) pokazał historię walki skrzypka, Ashota Sarkissjana, z karkołomną partyturą. W tle pojawiały się cytaty z gry ,,Super Mario Bros”, barwnie wplecione w połamaną partię solisty. Niektórzy muzycy Orkiestry Muzyki Nowej pod dyrekcją Szymona Bywalca grali też na plastikowych rurkach – dmuchając, machając, uderzając w nie. To też nawiązanie do gry – w końcu Mario był hydraulikiem. Rzadko spotyka się w muzyce współczesnej nawiązania do popkultury nieprzytłoczone ciężarem myśli krytycznej. Poza tym jest to zabawny i wciągający utwór, którego mogą słuchać i melomani, i dzieci na porankach filharmonijnych. Muzyka współczesna może być zatem dla wszystkich.
Do muzyki popularnej nawiązywali Rafał Zalech i Alessandro Baticci w ,,NIMIKRACH” (2015–2017). Słychać tam było słowa Eugeniusza Rudnika, dubstepowy wobble, EDM'owe dropy, break core na flet i altówkę – czyli przegląd przeróżnych gatunków muzyki klubowej, uznawanej za mało skomplikowaną i nieelitarną. Brzmiało to trochę jak koszmary kompozytora, któremu się nie powiodło, więc musi dorabiać na bramce jakiegoś klubu dla rozwydrzonej młodzieży w słonecznym Los Angeles.
Na tegorocznej Jesieni jednym z najciekawszych utworów wykorzystujących elektronikę był ,,The most satisfying music” (2017) Teoniki Rożynek. Właściwie nie było go w oficjalnym programie, mogliśmy go usłyszeć w wieczornym koncercie grupy kompozytorskiej gen~.rate. Tytuł utworu nawiązuje do ASMR – internetowego fenomenu na pograniczu estetyki i fetyszyzmu, czyli audiowizualnych utworów, które skupiają się na nagłośnienu prostych czynności. Często bardzo cichych, np. pocierania kartki papieru o skórę, dotykania jabłka pędzelkiem; zdarzają się też ludzie gustujący w mniej przyjemnych dźwiękach, na przykład w otwieraniu przeróżnych opakowań, skrzypieniu styropianu. Rożynek, a właściwie dwóch performerów wykonujących jej utwór, stworzyło bardzo ciekawą przestrzeń dźwiekową, w której słyszałem dalekie echa przeznaczonej do tańca muzyki elektronicznej.

Długotrwałe obcowanie z muzyką współczesną wyczula na nieporadność struktury i kompozycji, gniewne gesty wykonawców i improwizatorów, problemy z dyscypliną w przekazywaniu swoich myśli, rozwlekłość. Brak kontaktu ze swoim ciałem! Seks był tematem koncertu „Série Rose”, którego kuratorką była Monika Pasiecznik, znalazł się tam wybór utworów poruszających temat erotyki w muzyce nowej: od historycznego wstępu pod postacią dadaistycznego utworu „Sonata Erotica” (1919) Erwin Schulhoff po kompozycje Johannesa Kreidlera, Jennifer Walshe, Laurie Anderson i innych. Najczęściej powtarzającym się motywem był orgazm (kobiecy). Program ten miał wielki potencjał, który w formie koncertu przepadł. Takie projekty wymagają innej przestrzeni, na przykład galerii sztuki – w końcu każdy z tych utworów można byłoby zaprezentować w formie video-artu.
Najbardziej sensualnymi doświadczeniami tegorocznego festiwalu, budzącymi wiele refleksji na temat cielesności, było dla mnie podglądanie starszego pokolenia polskich wykonawców. Stara gwardia zespołu MW 2 (pianista Marek Mietelski, flecistka Barbara Świątek-Żelazna, Jan Peszek i Bogusław Kierc) pokazywała czym jest zmęczenie i zaangażowanie performera. Tubista Zdzisław Piernik zagrał „Piernikianę” napisaną dla niego przez Witolda Szalonka, czyli historię wyjątkowo bliskiej relacji człowieka z jego instrumentem, dość nieporęcznym.
Dokąd zmierzamy?
Tym bardziej nie wiadomo.
A dokąd zmierza festiwal? Mam wrażenie, że Jesień ciągle się rozrasta, proponuje coraz więcej atrakcji poza głównym programem koncertowym. Czasami festiwalowe atrakcje zaczynały się już o 10.00, żeby skończyć się grubo po północy. Potencjalnych bodźców jest tak dużo, że nikt nie jest w stanie odebrać ich wszystkich. W nagromadzeniu i zróżnicowaniu brakuje oddechu na przeżywanie muzyki i poznawczych wskazówek dla zwykłych słuchaczy. Krzysztof Marciniak w tekście „Kompozytorzy kompozytorom” punktuje wsobność Jesieni, brak gestu zapraszającego publiczność niezwiązanej profesjonalnie z muzyką współczesną. Być może festiwalowi przydałoby się okrojenie programu oraz organizowanie kilku koncertów w ciągu roku i wydarzeń towarzyszących: wykładów, spotkań z kompozytorami, spotkań poświęconych słuchaniu i omawianiu utworów? Byle nie w gronie samych specjalistów.
Program festiwalu jest wyjątkowo bogaty i zróżnicowany. Może aż za bardzo?
PS Zainteresowanym fragmentami opisywanych utworów, oraz opiniami na temat festiwalu (dokładniej rzecz biorąc: wyżej podpisanego, Ewy Szczecińskiej, Moniki Żyły, Krzysztofa Marciniaka), zapraszam do odsłuchania audycji Adama Suprynowicza na falach Radiowej Dwójki.
60. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień odbył się w dniach 15–23 września 2017 roku.
[Embed] [Embed] [Embed]
Wręczono Koryfeusze Muzyki Polskiej 2017
Wręczono Koryfeusze Muzyki Polskiej 2017

Flecistka Marianna Żołnacz, pianista Szymon Nehring, nagroda dla płyty Krzysztofa Pendereckiego oraz dyrygent Jerzy Maksymiuk otrzymali tytuł Koryfeuszy Muzyki Polskiej w 2017 roku.
Debiutanktą roku została Marianna Żołnacz, 18 letnia flecistka. Jest laureatką ponad 50 konkursów krajowych oraz międzynarodowych, w tym siedmiu nagród Grand Prix. Jednym z najważniejszych osiągnięć artystki jest III nagroda na prestiżowym 9. Kobe International Flute Competition w Japonii. Od 2015 roku jest studentką Uniwersytetu Muzycznego Mozarteum w Salzburgu w klasie prof. Michaela Martina Koflera. Paweł Gusnar twierdzi, że:
Jest jedną z najwybitniejszych i najbardziej fascynujących artystek młodego pokolenia, a jej kreacje i wybitne osiągnięcia są zwiastunem ogromnej kariery. Połączenie znakomitego warsztatu z muzykalnością, wrażliwością, pracowitością oraz wielkim umiłowaniem sztuki gry na flecie stanowią zespół elementów, które posiadają nieliczni.
Tytuł osobowości roku otrzymał Szymon Nehring, jedyny polski finalista XVII Konkursu Chopinowskiego (otrzymał także wyróżnienie, nagrodę publiczności oraz wiele nagród dodatkowych, m.in. za stworzenie wybitnej kreacji artystycznej oraz za zasługi dla muzyki polskiej). W listopadzie 2015 roku ukazała się jego debiutancka płyta z muzyką polskich kompozytorów, za która otrzymał w roku 2016 Nagrodę Fryderyka. W 2017 roku został – jako pierwszy Polak – zwycięzcą XV Międzynarodowego Mistrzowskiego Konkursu im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie.
Za wydarzenie roku uznano przyznanie nagrody ,,Grammy” płycie z utworami Krzysztofa Pendereckiego pod batutą samego kompozytora. Grammy nazywa się często muzycznymi Oscarami: rozdaniu nagród towarzyszy transmitowana na cały świat gala uświetniona występami najpopularniejszych gwiazd muzyki. Jury Grammy nagrodziło dorobek kompozytora „Polimorfii” po raz piąty. „Penderecki conducts Penderecki / Warsaw Philharmonic” to płyta rozpoczynająca serię wydawniczą (w lipcu 2017 ukazał się drugi album serii). To również pierwsze nagranie studyjne kompozytora z Chórem i Orkiestrą Filharmonii Narodowej. Jest jednocześnie światową premierą fonograficzną jednej z najnowszych kompozycji Pendereckiego – ,,Dies Illa”. W nagraniu wzięli udział wybitni soliści – Johanna Rusanen, Agnieszka Rehlis oraz Nikolay Didenko.
Nagrodę honorową otrzymał Jerzy Maksymiuk, wybitny dyrygent, założyciel Polskiej Orkiestrę Kameralną, która przekształciła się w Sinfonię Varsovię.
Jest to siódma edycja nagrody Koryfeusz Muzyki Polskiej wręczanej przez Instytut Muzyki i Tańca. Nagroda jest wyróżnieniem dla osób, grup artystów i instytucji działających w obszarze różnorodnej gatunkowo i chronologicznie muzyki polskiej. Koryfeusza Muzyki Polskiej przyznaje kolegium elektorów, w skład którego wchodzą rektorzy akademii muzycznych, uniwersytetów, dyrektorzy instytutów muzykologii, dziennikarze z mediów zajmujących się muzyką, przedstawiciele związków i organizacji branżowych oraz dotychczasowi laureaci nagrody we wszystkich kategoriach.
Źródło: materiały prasowe
Nowatorska inscenizacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego w Rzymie
Nowatorska inscenizacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego w Rzymie
Koncertowa adaptacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego na deskach Opery Narodowej w Kijowie, 15 grudnia 2011, fot. IAM
"Król Roger" uważany za jedną z najważniejszych nowoczesnych oper początku XX wieku zainscenizowany zostanie w wersji koncertowej przez orkiestrę i chór Accademia Nazionale di Santa Cecilia. Opera, uznawana nie tylko przez samego twórcę za wybitną, zostanie wykonana trzykrotnie.
Accademia Nazionale di Santa Cecilia w Rzymie, utworzona w XVI wieku, to jedna z najstarszych instytucji kultury na świecie. Koncerty orkiestry symfonicznej i chóru Accademii odbywają się regularnie w Sala Santa Cecillia w rzymskim Parco della Musica. Na otwarcie sezonu 2017/2018 przygotowana została inscenizowana wersja koncertowa "Króla Rogera"Karola Szymanowskiego w wykonaniu orkiestry i chóru z udziałem solistów, pod batutą sir Antoniego Pappano, dyrektora muzycznego orkiestry. Prezentacji będą towarzyszyć wizualizacje przygotowane przez włoski duet artystyczny Masbedo.
Opera zostanie wykonana trzykrotnie: 5, 7 i 9 października 2017, a koncerty będą transmitowane przez radio, telewizję RAI oraz online.
Orkiestra i chór Accademia Nazionale di Santa Cecilia:
dyrygent: Antonio Pappano
Łukasz Goliński - baryton
Lauren Fagan - sopran
Edgaras Montvidas - tenor
Marco Spotti - bas
Helena Rasker - mezzosopran
Kurt Azesberger - tenor
W drugiej połowie rozpoczynającego się sezonu w programie Accademia Nazionale di Santa Cecilia znajdą się utwory Witolda Lutosławskiego.
Koncert współorganizowany jest przez Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl.
Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 5.10.2017
Konferencja poświęcona Studiu Eksperymentalnemu Polskiego Radia
Konferencja poświęcona Studiu Eksperymentalnemu Polskiego Radia

Powstanie Studia Eksperymentalnego podczas popaździernikowej odwilży 1957 roku było fenomenem w tej części Europy, a jako platforma wolności twórczej w Bloku Wschodnim miało też wymiar symboliczny. W tym roku Studio Eksperymentalne Polskiego Radia obchodzi 60. rocznicę rozpoczęcia działalności. Z tej okazji 13 i 14 października 2017 roku Instytut Adama Mickiewicza oraz Muzeum Sztuki w Łodzi organizują konferencję.
Studio Eksperymentalne Polskiego Radia (PRES) rozpoczęło działalność dziewięć lat po studiu Pierre’a Schaeffera w Paryżu, sześć lat po Studio für elektronische Musik w Kolonii i dwa lata po Studio di Fonologia Musicale w Mediolanie. Było zatem czwartym w kolejności profesjonalnym centrum twórczości elektronicznej w Europie. Jego powstanie rozpoczęło na erę muzyki elektroakustycznej w Polsce. PRES działało przy radiu publicznym. Prowadzone przez muzykologa Józefa Patkowskiego stało się jednym z najbardziej innowacyjnych przedsięwzięć swojego czasu.
Podczas konferencji przybliżona zostanie działalność Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, ze szczególnym uwzględnieniem wolności twórczej w czasach socjalizmu i cenzury. Przeanalizowane zostaną kontakty międzynarodowe placówki, realizowane m.in. poprzez zamówienia kompozytorskie u stypendystów Fundacji Fulbrighta czy współpracę z takimi twórcami, jak Amerykanin Michael Ranta i włoska grupa Nuove Proposte Sonore. Projekt wyposażenia studia autorstwa Oskara Hansena i Instrument perkusyjny Krzysztofa Wodiczki posłużą jako jedne z przykładów relacji między polem sztuki i PRES. Podjęty zostanie także temat relacji realizatora i kompozytora, zarówno w ramach dyskusji z drugim pokoleniem realizatorów PRES, jak i na przykładzie trzech wersji Symfonii Bogusława Schaeffera. W programie konferencji znajdzie się ponadto wykład poświęcony wczesnemu odbiorowi muzyki elektroakustycznej na przykładzie twórczości Krzysztofa Pendereckiego oraz wystąpienie o związkach produkcji dźwiękowej PRES i muzyki popularnej.

Podczas wykładów, prezentacji oraz paneli dyskusyjnych poznamy odpowiedzi na pytania: dlaczego w Wielkiej Brytanii nigdy nie powstało narodowe studio w rodzaju PRES? Na czym polega zbiorowy aspekt tworzenia muzyki elektroakustycznej? Dlaczego galerie sztuki wspierały muzykę eksperymentalną częściej niż instytucje muzyczne? Dowiemy się także, jak produkcja muzyki eksperymentalnej sprzyjała rozwojowi nowoczesnych muzeów, jak twórczynie i twórcy oscylowali między wolnością i cenzurą, i w jaki sposób PRES pełniło funkcję ośrodka muzycznej awangardy.
W konferencji wezmą udział:
Antoni Beksiak / Bolesław Błaszczyk / Dariusz Brzostek /Cindy Bylander / David Crowley / David Grubbs / Ewa Guziołek-Tubelewicz / Lukáš Jiřička / Aleksandra Kędziorek / Sanne Krogh Groth / Michał Libera / Michał Mendyk / Flo Menezes /Antoni Michnik / Lars M¸rch Finborud / Frances Morgan /Daniel Muzyczuk / Ola Nordal / Barbara Okoń-Makowska /Agnieszka Pindera / Holly Rogers / Tadeusz Sudnik / Krzysztof Szlifirski / Jan Topolski / Joanna Walewska / Laura Zattra /Marek Zwyrzykowski
Zaplanowano wydarzenia towarzyszące konferencji – wykład ilustrowany do prezentacji filmów z muzyką Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia wygłosi Jan Topolski, a Thomas Lehn, Wolfram i Tadeusz Sudnik wykonają trzy utwory w trakcie koncertu.
Program:
Bogusław Schaeffer - Symfonia elektroniczna (wyk. Wolfram)
Bogusław Schaeffer - Symfonia elektroniczna (wyk. Thomas Lehn)
Tadeusz Sudnik - Re:mix
Thomas Lehn studiował w Niemczech reżyserię dźwięku, fortepian oraz fortepian jazzowy. Od 1982 roku prowadził działalność koncertową z repertuarem od klasycyzmu po współczesność. Rozwijał też zainteresowania live electronics, z którym jest kojarzony od wczesnych lat 90. Pracuje głównie na syntezatorach analogowych z końca lat 60. XX wieku.
Wolfram, czyli Dominik Kowalczyk, jest socjologiem, informatykiem, webmasterem i muzykiem. Dawniej członek tria Neurobot, od 2000 roku nagrywa solo, występuje także w składach ad hoc. Nagrał trzy płyty z Neurobotem oraz sześć solowych, ostatnia to "Thinking Dust" (2005), która zebrała w Polsce entuzjastyczne recenzje.
Tadeusz Sudnik to polski inżynier, reżyser dźwięku, performer, kompozytor, założyciel Studio of Impossible Sounds. Pracował w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia, nagrywał muzykę filmową, elektroniczną, teatralną i etniczną. Współpracował z grupą Tomasza Stańki Freelectronic. Członek grupy Kawalerowie błotni– wraz z Jerzym Kornowiczem, Mieczysławem Litwińskim, Ryszardem Lateckim, Krzysztofem Knittlem i Tadeuszem Wieleckim– łączącej tradycyjną muzykę free-jazz z komponowaniem w nietypowym otoczeniu: w lasach i na polach.

Dokładny program konferencji dostępny jest na stronie internetowej.
Konferencja jest częścią międzynarodowego programu kulturalnego towarzyszącego setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości – POLSKA 100.
Organizację konferencji sfinansowano ze środków MKiDN w ramach Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017–2021.
Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 6.10.2017
Anna Szałapak
Anna Szałapak

Piosenkarka, wykonawczyni piosenki literackiej, z zawodu etnograf, etnolog, doktor nauk humanistycznych. Urodziła się 22 września 1952 roku w Krakowie, gdzie też zmarła 14 października 2017 roku.
Studiowała etnografię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tańczyła również w Zespole Pieśni i Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego"Słowianki". Od 1979 roku była artystką krakowskiego kabaretu Piwnica pod Baranami. Wykonywała utwory najsłynniejszych polskich poetów: Ewy Lipskiej, Agnieszki Osieckiej, Stanisława Barańczaka, Włodzimierza Dulemby, Czesława Miłosza i kompozytorów: Zygmunta Koniecznego, Jana Kantego Pawluśkiewicza, Andrzeja Sikorowskiego, Zbigniewa Preisnera, Andrzeja Zaryckiego. Agnieszka Osiecka nazwała ją Białym Aniołem.
Pracowała jako kustosz Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Była autorką książki "Szopki krakowskie" (2002). W 2012 roku na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego obroniła pracę doktorską "Szopka krakowska jako zjawisko folkloru krakowskiego. Studium historyczno-etnograficzne", której promotorem był prof. Czesław Robotycki.

Staram się mieć każdą piosenkę precyzyjnie przemyślaną i przygotowaną – mówiła w jednym z wywiadów dla "Rzeczpospolitej", kiedy jeszcze była stałą wykonawczynią w programach Piwnicy. – Improwizacja polega zaś na tym, że nigdy nie mam pewności, czy zagrają mi wszystkie instrumenty, to znaczy czy przyjdą wszyscy muzycy, w którym miejscu programu wystąpię: przed północą czy nad ranem? Nie wiem, jak Piotr zapowie i czy w ogóle zapowie. W programie kabaretu może się zdarzyć wiele zaskoczeń.
Nazwiska Anny Szałapak próżno jednak szukać na wielkich estradach i listach przebojów. Nigdy nie wyłamywała się z ulubionego piwnicznego stylu wykonawczyni piosenek miniwidowisk. Skupionego, a zarazem odpowiednio udramatyzowanego warsztatu wokalnego.
Zajmuję się piosenką kabaretową od 1979 roku. W Piwnicy śpiewaliśmy na przykład fragmenty rozmowy z Marianem Koniecznym – "Mam wiele upatrzonych miejsc, gdzie zamykam oczy i widzę pomnik", albo do słów notatek prasowych: "Zapomnieć na zawsze o Protopopowych", czy też wywiadu z Gierkową. Z piosenką stricte kabaretową przeplatał się nurt równie mi bliskiej piosenki literackiej, poetyckiej, lirycznej.
Zjawisku temu od lat sześćdziesiątych patronują piosenki Ewy Demarczyk, która od dawna już nie śpiewa w Piwnicy. Pozostał tam jej kreator Zygmunt Konieczny, który nadal pisze stylowe piosenki. I odnalazł nową idealną wykonawczynię.
Powiązanie przez wspólnego kompozytora oczywiście istnieje, co mnie w żadnej mierze nie ośmiela do jakichkolwiek porównań. W piosence literackiej Ewa Demarczyk zawsze była pierwsza, wielka, jedyna. A ja? No cóż... Jestem z całkiem innej epoki piwnicznej – mówiła.
Skąd się wzięły pasje muzyczne Anny Szałapak? Śpiewała, jak sama wyjawiła, od urodzenia. W Piwnicy zaczęła od angielskich piosenek przy własnym gitarowym akompaniamencie. Kabaret był dla niej czymś w rodzaju warsztatu. Co sobotę trzeba było coś wymyślić i wykonać. Pod okiem zawsze otwartego na nowe pomysły Piotra Skrzyneckiego i mistrza nad mistrze Zygmunta Koniecznego, który czuwał nad muzyczną stroną programów. Pod kuratelą tych dwóch filarów piwnicznych szkoliła się w tym, co zawsze lubiła robić.
W jej piosenkarskim image'u początkowo dominowała "Czarna sukienka". Dziewczyna z polskiego dworku przełyka łzy, próżno wypatrując ukochanego, który poszedł do lasu. Coś z cyklu powstańczego Artura Grottgera. Jak na kabaret, który z założenia powinien atakować widza gejzerem lotnego, aktualnego humoru, był to repertuar dość przygnębiający.
"Czarna sukienka" była w programie elementem znaczącym – nie ukrywała piosenkarka. – Ta piosenka syntetycznie ujmowała historię męczeństwa narodu polskiego. Prosto, w pewnym sensie naiwnie. Wiązało się to z epoką. Był okres ponurego komunizmu, a kabaret istnieje po to, aby odzwierciedlać rzeczywistość. Jest cechą charakterystyczną Piwnicy, że prezentuje nieporównywalną z innymi kabaretami rozmaitość.
Pierwszym widomym znakiem dochodzenia do stanu normalności – kiedy kabaret przestał być trybuną i wentylem bezpieczeństwa, a zaczął się starać, aby przede wszystkim bawić i śmieszyć – była zmiana koloru sukienki Anny Szałapak.
Moja biała sukienka łączyła się z dwiema piosenkami Zygmunta Koniecznego do słów Agnieszki Osieckiej: "Białe zeszyty" i "Grajmy Panu". Od nich rozpoczął się inny, świetlisty repertuar. Mam wielkie szczęście, że mogę śpiewać taką muzykę. Najchętniej występowałabym z zespołem w pełnym składzie, tak jak autor napisał tę muzykę: z kontrabasem, perkusją, skrzypcami i chórem męskim. Jest to jednak ekonomicznie trudne.
Spotkanie z Agnieszką Osiecką było istotną cezurą w twórczości piosenkarki. Wspomniane dwie piosenki, jak i "Ucisz serce", powstały do musicalu "Sztukmistrz z Lublina". Anna Szałapak dotarła z nimi nawet za ocean z własnym recitalem, bo w Ameryce śpiewała i wcześniej, podczas tournée Piwnicy.
Piosenka jest małym dramatem – tłumaczyła. – W dwóch, trzech minutach trzeba zawrzeć jakąś historię, przedstawić czyjś los. Jest to niezmiernie trudne, ale przez to ciekawe.
Teksty, do których śpiewała to najczęściej wybór kompozytora.
Zbyszek Preisner napisał mi piękne kolędy do wierszy Stanisława Balińskiego i Stanisława Skonecznego, świetną muzykę do utworu "Do polityka" Czesława Miłosza. Jan Kanty Pawluśkiewicz – kompozytor o bardzo plastycznej, malarskiej wyobraźni – zaproponował mi śpiewanie wiersza "Walc w Wiedniu" według Lorki, utworów Mandelsztama, czy też tekstów Michała Zabłockiego, Włodzimierza Dulemby. Zygmunt Konieczny nie tylko słyszy, ale i widzi swoje piosenki w formie obrazów. Sądzę, iż "Annę Csillag" Zygmunt najpierw zobaczył, a później usłyszał w swojej wyobraźni. Potrzebne mu były do tego długie włosy. Tajemnicza, dziewiętnastowieczna historia natchnionej Morawianki, która inspirowała już Schulza, odgrywa bardzo ważną rolę w moim recitalu.
Odkąd sięgałem pamięcią, mawiało się na mieście, że Piwnica jest coraz słabsza. Piosenkarka stanowczo zaoponowała.
Tak się mówi? Mimo różnych opinii, nieraz skrajnych, tłumy ludzi ciągle przychodzą. Dla kabaretu, podobnie jak dla sztuki, nie ma złego czasu. Tylko – jak mawiał Xawery Dunikowski– trzeba umieć wąchać czas. Żaden kabaret nie ma wyłącznie chwil triumfu. U nas też bywają przedstawienia lepsze i gorsze. Wynika to po części z naszej specyfiki. Program piwniczny nigdy nie jest zamknięty od a do z, istnieje spory margines improwizacji.
Głos Anny Szałapak pojawiał się w eterze, coraz częściej słychać go było na ścieżkach dźwiękowych filmów.
Kompozytorzy piwniczni są też twórcami muzyki filmowej. Zygmunt Konieczny napisał do wierszy Tuwima wspaniały utwór "Scherzo" i fragment z niego zacytował w filmie "Ucieczka z kina 'Wolność'". Dla mnie udział wokalny w tym nagraniu był trudną, ciekawą przygodą artystyczną. Mam nadzieję wykonać kiedyś całe "Scherzo" – tak, jak je napisał kompozytor – w pełnym składzie instrumentalnym.
Znakomicie przyjmowana artystka o znaczącym dorobku, zamiast odcinać kupony jako niebanalna gwiazda estrady, nie przestała pracować jako etnograf.
Nie wiem, jak się zostaje gwiazdą – przyznawała. – A poza tym musiałabym mieć menedżera. Jako etnograf prowadzę dział tradycji w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa w Krzysztoforach. Jestem krakowianką z babki prababki i to zajęcie jest dla mnie ważne. Tradycje naszego miasta wymagają czułej opieki. Szopki krakowskie, Lajkonik, Emaus, Rękawka nie mogą zaginąć. Trzeba je pielęgnować, dokumentować, utrwalać. Wyczerpana występami, z przyjemnością wracam do obyczajów i historii miasta, które bardzo ściśle łączą się z krakowską twórczością Koniecznego i Pawluśkiewicza.
Wyjeżdża często za granicę również z wystawami szopek krakowskich. A że przy takiej okazji udaje jej się dać minikoncert, tym lepiej. Bez względu na miejsce, w którym występuje, jej propozycje piosenkarskie, zdecydowanie najlepiej odbierają ludzie wykształceni. Dość powiedzieć, że wielbicielem jej talentu był od zawsze naczelny "Tygodnika Powszechnego", redaktor Jerzy Turowicz.
Każdy gest Anny Szałapak sprawiał wrażenie ściśle zaplanowanego i doprowadzonego do perfekcji. Zarówno jej piosenki, jak i stroje zmierzają w stronę wyrafinowanej elegancji. Ubierała się – czy to prywatnie, czy na scenie – w jasne stroje w pastelowych tonacjach.
Nagrała cztery płyty, w tym album "Anna Szałapak w Trójce, czyli z czego składa się świat" (1999), zawierający recital zarejestrowany dwa lata wcześniej w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej– z piosenkami śpiewanymi w Piwnicy pod Baranami: "Białe zeszyty", "Grajmy Panu", "Anna Csillag" itp. Dyskografię artystki uzupełniają albumy: "Anna Szałapak" (1997), "Żywa woda, czyli rzeka nierzeczywista" (2000) – płyta dedykowana Agnieszce Osieckiej i Piotrowi Skrzyneckiemu, oraz "Serca na rowerach" (2004) – zbiór piosenek, traktujących o życiu, przemijaniu i miłości – nagrany w Dniu św. Walentego, według poetyckich tekstów Ewy Lipskiej.
Anna Szałapak jest laureatką prestiżowej nagrody Programu III Polskiego Radia "Mateusz 1997" za osiągnięcia artystyczne, oryginalną interpretację piosenek i niepowtarzalny styl. W 60. rocznicę powstania kabaretu Piwnica pod Baranami w 2016 roku została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, za wybitne zasługi w działalności na rzecz polskiej kultury i za osiągnięcia w pracy artystycznej.
[Embed] [Embed]
Twórczość
Książki
- 1993 – "Kraków piękny i baśniowy / 100 fotografii Janusza Podleckiego", wydawnictwo Karpaty, Kraków 1993 [przedmowa; osobno ukazały się też wersje: angielska, francuska, niemiecka]
- 2002 – "Szopki krakowskie / Cracovian Christmas cribs", wydawnictwo Bosz, Olszanica 2002
- 2004 – "Kraków: miasto w Europie / A city in Europe", wydawnictwo Unitex, Bydgoszcz 2004
- 2005 – "Legendy i tajemnice Krakowa: od króla Kraka do Piotra Skrzyneckiego", Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2005 [II wyd.: 2008]
- 2012 – "Szopka krakowska jako zjawisko folkloru krakowskiego na tle szopki europejskiej: studium historyczno-etnograficzne", Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2012
Recitale autorskie
- 1987 – "Z czego składa się świat"
- 1990 – "Koncert kolęd z szopką krakowską w tle"
- 1997 - "Żywa woda"
Dyskografia
Płyty autorskie
- 1997 – "Anna Szałapak z Piwnicy pod Baranami"
- 1999 – "Anna Szałapak w Trójce, czyli z czego składa się świat"
- 2000 – "Żywa woda, czyli rzeka nierzeczywista"
- 2004 – "Serca na rowerach"
Udział w nagraniach zbiorowych (wybór)
- 1992 – "Piwnica pod Baranami. Piosenki piwnicznych kompozytorów", vol. 1
- 1993 – "Piwnica pod Baranami. Piosenki piwnicznych kompozytorów", vol. 2
- 2000 – "Piwnica Pod Baranami. Przychodzimy, odchodzimy"
- 2001 – "Piwnica Pod Baranami", box (6CD)
Film (wybór)
- 1980 – "Tylko tyle", film fabularny, telewizyjny, reż. Anna Górna; udział wykonawczy – śpiew ("Desiderata")
- 1982 – "Pole bitewne", film dokumentalny, oświatowy, o sztuce, reż. Andrzej Papuziński; udział wykonawczy – śpiew
- 1987 – "Śmierć Johna L.", film fabularny, reż. Tomasz Zygadło; obsada aktorska – jedna z osób uhonorowanych nagrodą prezydenta miasta
- 1998 – "Zwyczajna dobroć", film dokumentalny, oświatowy, biograficzny, reż. Maria Zmarz-Koczanowicz; udział wykonawczy – autorska wypowiedź o bohaterze filmu, Jerzym Turowiczu
- 1999 – "Czas bezpowrotny", film animowany, reż. Anna Matysik; udział wykonawczy – śpiew
- 2002 – "Rozmowy o zmierzchu i świcie", film dokumentalny, telewizyjny, reż. Magda Umer; udział wykonawczy – wypowiedzi, śpiew
- 2002 – "Zielono mi", filmowy zapis koncertu, reż. Magda Umer; udział wykonawczy – śpiew
Teatr Telewizji
- 1981 – "Kocham cię za to, że cię kochać muszę", na podstawie utworów Kazimierza Przerwy-Tetmajera, reż. Andrzej Maj, Teatr Telewizji;premiera: 8 marca 1981; udział wykonawczy – śpiew
Nagrody
- 1997 – Nagroda Programu III Polskiego Radia "Mateusz 1997"– za osiągnięcia artystyczne, oryginalną interpretację piosenek i niepowtarzalny styl
- 2006 – Statuetka "Przyjaciel Zaczarowanego Ptaszka"– Festiwal Piosenki Zaczarowanej w Krakowie
- 2008 – Złoty Laur za Mistrzostwo w Sztuce za rok 2007 – za mistrzostwo w sztuce piosenki literackiej, Kraków
Odznaczenia
- 2016 – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski – za wybitne zasługi w działalności na rzecz polskiej kultury i osiągnięcia w pracy artystycznej
Autor: Janusz R. Kowalczyk, wrzesień 2010, aktualizacja: październik 2017
[Embed] [Embed] [Embed]
9. Festiwal Era Schaeffera
9. Festiwal Era Schaeffera

Tegoroczna edycja festiwalu zbiega się w czasie z obchodami 70-lecia pracy twórczej Bogusława Schaeffera, kompozytora, dramaturga, grafika, a także muzykologa i teoretyka muzyki, autora wielu prac poświęconych systematyzacji zjawisk w muzyce współczesnej. Spektakl odbędzie się 26 października 2017 roku w Studiu Tęcza w Warszawie.
Już po raz dziewiąty uczczony zostanie dorobek artystyczny profesora Bogusława Schaeffera. Na rok 2017 przypada kilka jubileuszy: 70-lecie pracy twórczej artysty, 30-lecie pracy akademickiej w Mozarteum w Salzburgu, 50-lecie doktoratu na Uniwersytecie Warszawskim oraz 50-lecie prawykonania utworu "Muzyka elektroniczna".
Era Schaeffera to festiwal awangardy muzyczno-teatralnej poświęcony twórczości Bogusława Schaeffera. Wyobraźnia widzów i słuchaczy stymulowana będzie dźwiękiem, obrazem, ruchem i słowem. Dzieła Schaeffera odczytywane są i odkrywane na wielu różnych płaszczyznach. Założeniem festiwalu jest swobodna ekspresja artystycznych idei i wymiana myśli, nieskrępowana ramami sztuki, medium, sceny czy tematu. A przede wszystkim przybliżenie postacigenialnego twórcy, docenianego wciąż bardziej poza granicami kraju, szerszemu gronu rodzimych, szczególnie młodych odbiorców.
Spektakl wyreżyseruje Maciej Sobociński, związany z projektem nieprzerwanie od pierwszej edycji festiwalu. O przedsięwzięciu mówi jeden z aktorów, Marek Frąckowiak
Oddajemy w ręce artystów i naukowców dorobek artystyczny Bogusława Schaeffera, zgadzając się na jego twórczą reinterpretację i włączenie w nowy kontekst. Wierzymy, że tylko tak traktowana sztuka zachowa swój żywy charakter i stanie się dynamiczną przestrzenią akcji i reakcji społeczno-kulturowej. Tak również sztukę rozumie i traktuje Bogusław Schaeffer, który niejednokrotnie był przecież inicjatorem artystycznych eksperymentów i spotkań, na nowo definiujących muzykę, teatr czy taniec.
9. edycję festiwalu tworzą:
Pokaz spektaklu odbędzie się 26 października 2017 roku, o godzinie 19.30 w Studiu Tęcza przy ul. Rydygiera 8 w Warszawie.

Bogusław Schaeffer jest jedną z najważniejszych osobowości polskiej muzyki współczesnej. Jako pierwszy podjął w Polsce gatunek teatru instrumentalnego w utworze "TIS MW2" (1963) napisanym dla słynnego eksperymentalnego Zespołu MW2. W 1965 podjął współpracę ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia w Warszawie. Jest autorem 17 książek, ponad 400 kompozycji muzycznych, 40 dramatów, w tym "Scenariusza dla nieistniejącego, acz możliwego aktora instrumentalnego" czy "Zorzy". Od 1963 roku wykłada kompozycję w krakowskiej Akademii Muzycznej.
Era Schaeffera to coroczny, międzynarodowy projekt Fundacji Aurea Porta. Pierwsza edycja festiwalu odbyła się w 2009 roku w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, a spektakl spotkał się z żywym zainteresowaniem publiczności.
Projekt realizowany jest przez Fundację Przyjaciół Sztuk Aurea Porta, objęty został patronatem honorowym Marszałka Województwa Mazowieckiego oraz Ambasadora Indii. Współorganizatorami są: Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl, Mazowiecki Instytut Kultury, Studio Tęcza, Stołeczna Estrada oraz ZAIKS.
Źródło: materiały prasowe, oprac. MK, 23.10.2017
Electro-Acoustic Beat Sessions (EABS)
Electro-Acoustic Beat Sessions (EABS)

Wrocławska grupa grająca jazz wyrosły z ducha hip-hopu. Komponują i improwizują, w ich składzie znajdziemy nie tylko typowe instrumenty jazzowe, ale również gramofon. Składali hołd Milesowi Daviesowi i Krzysztofowi Komedzie.
Wszystko zaczęło się od improwizowanych sesji we wrocławskim klubie Puzzle, na których występowali coraz to nowi instrumentaliści. Sami członkowie Electro-Acoustic Beat Sessions mówią, że zespół kształtował się jako pewnego rodzaju idea, ''rekonstrukcja dekonstrukcji'' i hołd dla twórczości klasyków czarnej kultury muzycznej, od jazzu do hip-hopu: Ahmada Jamala, Gila Scotta-Herona, J Dilli, Pete'a Rocka. Jamal jest jednym z wielu wielkich jazzowych pianistów – inspirował się nim Miles Davis, który miał w repertuarze kilka jego utworów – wyróżniał się niezwykłym poczuciem rytmu i przestrzeni, wielu krytyków podkreśla duchowe aspekty jego muzyki. Scott-Heron był nie tylko muzykiem, ale i poetą, pisał funkujące protest songi śpiewane przez Czarne Pantery, jest uznawany za jednego z ojców rapu. J Dilla i Pete Rock to producenci i raperzy, duchowi spadkobiercy jazzu – na ich przykładzie świetnie widać, ile hip-hop zawdzięcza poprzednim pokoleniom.
EABS nie są związani z żadną muzyczną ortodoksją, w ich muzyce usłyszymy jazz, soul, funk, hip-hop, inspiracje brzmieniem muzyki elektronicznej (chociaż grają akustycznie, bez postprodukcyjnych sztuczek). Marek Pędziwiatr, klawiszowiec i wokalista, oraz założyciel zespołu powiedział w rozmowie z Culture.pl: ''My jesteśmy nowym pokoleniem, wyrośliśmy z hip-hopu, dopiero potem poznaliśmy czym jest jazz''. Elektronicznym dodatkiem w zespole jest gramofon, za którym zasiada Spisek Jednego, znany także z Night Marks Electric Trio.
Moją osobistą inspiracją był DJ Krime. Przez dwa lata mieszkałem w Krakowie, regularnie chodziłem do Piec Artu, miejsca, w którym Krime spotykał się z miejscowymi muzykami jazzowymi. U niego podejrzałem, w jaki sposób wkleić się z gramofonami w skład jazzowy. Gramofon ma to do siebie, że pod wpływem dotyku można wydobyć z niego różne ciekawe dźwięki, nie tylko poprzez puszczanie oryginalnego dźwięku, ale również poprzez modyfikowanie tych brzmień. Jedynym minusem jest to, że gramofon nie jest instrumentem akustycznym, jestem uzależniony od prądu. Nie mogę stanąć na ulicy i grać.
Memorial To Miles
W 2015 roku EABS przygotowali set na Memorial To Miles Jazz Festival w Kielcach. Zespół pokazał szerokie spektrum stylistyczne jazzu, zabierając publiczność w podróż przez 40 lat twórczości Milesa, odświeżając utwory z okresu 1959–1991. Koncert został zaprezentowany również w innych miastach (Wrocław, Gdańsk).
Repetitions (Letters To Krzysztof Komeda)
EABS nagrali swoją debiutancką płytę w hołdzie dla muzyki Krzysztofa Komedy. Muzycy przyglądają się jego muzyce z lat 1962–1967, czyli etiudom baletowym, bogatemu dorobkowi muzyki do filmów (fabularnych, dokumentalnych, krótkometrażowych, animowanych) i projektowi, w którym Komeda zilustrował poezję polskich poetów recytowaną po niemiecku (''Jazz i poezja''). Na płycie pojawił się tylko jeden gościnny instrumentalista, ale z najwyższej półki: Michał Urbaniak, nazywany przez niektórych Urbanatorem, muzyk współpracujący z Komedą i Davisem.
Mówiąc o twórczości autora ''Astigmatic'', członkowie EABS bardzo często wspominają o melancholii tej muzyki. Marek Pędziwiatr opowiada:
Jazz jest muzyką korzennie amerykańską, ale Komeda miał ten dar, że potrafił nadać tej amerykańskości coś naszego, polską wrażliwość, nostalgię. Trudno to nazwać to słowami, chociaż to proste rzeczy, proste tematy, które dwoma dźwiękami potrafiły przekazać trylion informacji.
EABS
Electro-Acoustic Beat Sessions występują w składzie: Marek Pędziwiatr (klawisze, głos), Marcin Rak (perkusja), Vojto Monteur (gitara elektryczna), Paweł Stachowiak (gitara basowa), Spisek Jednego (gramofony), Olaf Węgier (saksofon), Jakub Kurek (trąbka) i Maciej Jakimiuk (realizator dźwięku).
EABS zostali okrzyknięci Wrocławskim Artystycznym Odkryciem 2013 roku, zdobyli nagrodę WARTO – przyznawaną przez Gazetę Wyborczą. W 2017 roku otrzymali Mateusza w kategorii ''Wydarzenie jazzowe'', nagrodę przyznawaną przez Program III Polskiego Radia. Występowali na jednej scenie z Dave’m Liebmanem (grającym z Elvinem Jonesem czy Milesem Davisem), Natalią Lubrano, Abradabem (Kaliber 44), Vieniem (Molesta Ewenement), Te-Trisem, Waldemarem Kastą, Michałem Urbaniakiem, Miką Urbaniak, Jesse'em Boykinsem III, Tawiahem, Raashanem Ahmadem, siostrami Pauliną i Natalią Przybysz (dawniej Sistars) i legendarnym Jeru The Damaja.
Dyskografia
- EABS – ''Repetitions (Letters To Krzysztof Komeda)'', Astigmatic Records, 2017
Arkadiusz Jakubik
Arkadiusz Jakubik

Aktor filmowy i teatralny. Reżyser filmów "Krótka historia o miłości" oraz "Krótka historia o morderstwie", wokalista zespołu Dr Misio. Ur. 14 stycznia 1969 roku.
Po raz pierwszy zagościł na filmowym ekranie jako ośmiolatek. W "Okrągłym tygodniu" Tadeusza Kijańskiego wcielał się w chłopca towarzyszącego dziadkowi w jego wędrówkach. Grał w dużej produkcji, towarzysząc na ekranie samemu Franciszkowi Pieczce. Ale dla małego chłopca film okazał się prawdziwym przekleństwem.
W rozmowie z Dorotą Wodecką z "Gazety Wyborczej" wspominał:
Poszliśmy na ten film do kina ze szkołą. Kiedy koledzy zobaczyli mnie na ekranie gołego, rozpętał się horror. Wołali za mną: "Aktor, pokaż pisiora!". Żadne tam żarty, zupełna powaga. Zmieniłem szkołę. Nie chciałem jeździć na castingi, grać i pokazywać siusiaka. Nie chciałem być aktorem. Zacząłem się jąkać.
Do aktorstwa wrócił dopiero w licealnym kółku teatralnym. Okazało się, że na scenie przestaje się jąkać. Zdecydował się zdawać do szkoły aktorskiej. W ten sposób chciał oswajać nieśmiałość i lęk przed ludźmi.. W 1992 roku ukończył PWST we Wrocławiu, a w listopadzie 1993 roku zadebiutował na scenie Operetki Warszawskiej w roli Pierre'a w musicalu "Piaf" Pam Gems w reżyserii Jana Szurmieja.
Pierwsze lata jego kariery nie były usłane różami, a artysta przez kilka lat myślał o zmianie zawodu. Najpierw w latach 1993-1994 występował na deskach Operetki Warszawskiej, a w od 1997 roku przez trzy lata był aktorem Teatru Rampa. W rozmowie z Martą Bałagą z Onetu tak wspominał ten okres:
Kiedy szukałem pracy w Warszawie, ciągle słyszałem to samo: "We Wrocławiu pan szkołę kończył? To pan jest lalkarzem?" Z taką rekomendacją trudno było cokolwiek znaleźć.
Pierwszym przełomem w karierze Jakubika był serial. Polsatowski sitcom "13 posterunek" z roku 2000 reżyserowany przez Macieja Ślesickiego dał mu popularność i pozwalał wiązać koniec z końcem. Ale rola głupawego posterunkowego sprawiła, że Jakubik w branży został zaszufladkowany jako – jak sam mówi – "debil z Polsatu".
Gwiazdor Smarzowskiego
Wyszedł z niej dopiero w 2005 roku dzięki Wojtkowi Smarzowskiemu. W jego "Weselu" wcielał się w postać notariusza-alkoholika. Stworzył niezapomnianą kreację –komiczną, ale jednocześnie smutną jak cały film. Jego ekranowa energia przykuwała spojrzenia, a aktorska precyzja pozwoliła Jakubikowi stworzyć wielowymiarowy portret bohatera. Za rolę notariusza Jakubik po raz pierwszy otrzymał nominację do Orła, polskiej nagrody filmowej za najlepszą rolę drugoplanową.
W wywiadach często przyznaje:
W tym zawodzie musisz mieć farta – spotkać na swojej drodze odpowiednią osobę w odpowiedniej czasoprzestrzeni."
Dla Jakubika tym kimś okazał się Smarzowski, u którego stworzył swoje najwybitniejsze kreacje. Najpierw pojawił się w epizodzie w telewizyjnej "Małżowinie" (1998 r.) i w spektaklu telewizyjnym pt. "Kuracja" (2001 r.), a po "Weselu", zagrał we wszystkich (oprócz "Róży") kolejnych filmach reżysera.
W "Domu złym" (2009 r.) wcielał się w postać zootechnika Środonia przybywającego do tytułowego złego domu i wplątującego się w ciąg dramatycznych zdarzeń. Cztery lata później, w "Drogówce"(2013 r.) bawił się swoim wizerunkiem, wcielając się w policjanta-amanta, podrywacza przedawkowującego solarium i zawsze gotowego do erotycznych podbojów.
Swe komediowe emploi wykorzystywał także w kolejnym obrazie Smarzowskiego –"Pod Mocnym Aniołem" (2014 r.). Grał w nim kierowcę-alkoholika, jednego z pacjentów szpitala psychiatrycznego próbującego wyjść z nałogu. Z przydługą grzywką i długimi włosami opadającymi na kark był postacią żywcem wyjętą z groteskowego skeczu. Ale Smarzowski i Jakubik dociążali tę postać, a żałosny pijaczyna z czasem okazywał się postacią dramatyczną.
Pełnię swych dramatycznych możliwości Jakubik pokazał w kolejnym obrazie reżysera "Róży"– "Wołyniu". Odchudzony, bez charakterystycznej rozwichrzonej fryzury, aktor wcielał się w postać dojrzałego mężczyzny, który wbrew jej woli bierze sobie za żonę młodziutką dziewczynę z sąsiedztwa. W wojennym dramacie Smarzowskiego, pełnym okrucieństw i wielkich emocji, Jakubik tworzył własną, subtelną opowieść. Jego Maciej Skiba nie był jedynie facetem cynicznie wykorzystującym młodą dziewczynę – miał w sobie smutek człowieka przegranego i nieoczywistą szlachetność.
Rola w "Wołyniu" przyniosła Jakubikowi kolejną w jego karierze nominację do Orła (wcześniej dostał ją za "Drogówkę"). Ale tym razem aktor musiał uznać wyższość kreacji…Arkadiusza Jakubika. W 2017 roku aktor otrzymał bowiem aż dwie nominacje do tej samej nagrody. Prócz roli z "Wołynia" Polska Akademia Filmowa doceniła także inną jego kreację – Zdzisława Marchwickiego z "Jestem mordercą"Macieja Pieprzycy, historii niewinnego człowieka wrobionego w serię morderstw.
Aktor drugiego wyboru?
Z Pieprzycą spotkali się już wcześniej. W 2013 roku Jakubik zagrał w jego "Chce się żyć", historii o niepełnosprawnym chłopcu próbującym nawiązać kontakt z otaczającym go światem. Jakubik grał jego ojca – pełnego czułości faceta lubiącego zaglądać do kieliszka. W świetnie obsadzonym filmie (znakomite role stworzyli także Dawid Ogrodnik i Dorota Kolak) Jakubik uwodził bezpretensjonalnością i prawdą, którą wnosił w każde ujęcie.
Wspominając tę rolę, w rozmowie z Martą Bałagą mówił o swoim statusie "aktora drugiego wyboru":
Pamiętam, jak odbierałem Orła za rolę drugoplanową w "Chce się żyć" Maćka Pieprzycy. Uzmysłowiłem sobie wtedy, że byłem aktorem drugiego wyboru. Tę postać miał początkowo zagrać Zbyszek Zamachowski, ale terminy produkcji filmu nałożyły się na jego spektakle teatralne. A rok wcześniej, kiedy dostałem Orła za "Drogówkę", było dokładnie tak samo – Wojtek zaproponował ją najpierw Więckiewiczowi, który akurat był zajęty.
Swoimi kolejnymi wybitnymi rolami Jakubik zapracował na miano mistrza drugiego planu. Takiego, który nawet w krótkim epizodzie potrafi rozświetlić swoją obecnością kinowy ekran, i jak mało kto łączy komediowy talent z dramatycznym zacięciem. To on bawił publiczność "Najlepszego" (2017 r.) Łukasza Palkowskiego, wcielając się w lojalnego, nieco nieudacznego trenera i to on poruszał jako świadomy swoich życiowych błędów ojciec z "Cichej nocy" Piotra Domalewskiego.
Reżyseria: Arkadiusz Jakubik
Aktorskie sukcesy i status filmowej gwiazdy nie zaspokoiły ambicji Jakubika, który w 2010 roku zadebiutował także jako reżyser filmowy, kręcąc "Prostą historię o miłości" wg scenariusza Macieja Sobieszczańskiego.
Jakubik, który wcześniej pracował m.in. jako asystent Smarzowskiego w telewizyjnej "Kuracji", objawił się tu jako reżyser świadomy warsztatu i bardzo ambitny. Opowiadał historię dwójki ludzi, których podczas podróży pociągiem połączy emocjonalna i erotyczna więź. Rozpisana na role Aleksandry Popławskiej i Rafała Maćkowiaka obraz był zarazem "prostą historią o miłości" i opowieścią o tworzeniu filmu, bliskości, potrzebie wypowiedzenia siebie.
Gdy film Jakubika zaprezentowano na Festiwalu Filmowym w Gdyni, otrzymał nagrodę konkursu filmów niezależnych za "dbałość o oryginalną formę i umiejętne połączenie dystansu do opowieści z powagą tematu", a Polska Akademia Filmowa przyznała Jakubikowi Orła w kategorii Odkrycie Roku. Słusznie, bo reżyserski debiut Jakubika do dziś pozostaje jednym z najciekawszych pierwszych filmów tej dekady.
Sześć lat po jego premierze, swym kolejnym filmem Jakubik udowodnił, że za reżyserskimi ambicjami podąża także talent. Do kin trafiła bowiem "Prosta historia o morderstwie" (2016 r.), thriller o rodzinie naznaczonej mroczną tajemnicą. Rozpisany na mocne role Filipa Pławiaka, Andrzeja Chyry i Kingi Preis mozaikowy film Jakubika udowadniał, że reżyser świetnie pracuje z aktorami i dobrze panuje nad filmową narracją. I choć krytycy zarzucali jego filmowi wtórność wobec gatunkowych schematów, to niemal jednogłośnie wyrażali uznanie dla filmu Jakubika.
Jacek Szczerba tak pisał o nim w "Gazecie Wyborczej":
Wszystkie składniki "Prostej historii o morderstwie", które tu wymieniłem, znamy z tysiąca kryminałów spod różnych szerokości geograficznych. To jednak nie razi, bo Jakubik fachowo upichcił z nich nową, gęstą strawę.
A Michał Walkiewicz tak pisał o niej w Filmwebie:
Podwójna opowieść nie jest tu wyłącznie bajerem, sceny czasem się kontrapunktują, a kiedy indziej uzupełniają fabularny kontekst, w montażu zawsze "pracują" na intrygę. W połączeniu ze zniuansowanymi rolami oraz scenariuszem napisanym żywym językiem, daje to film, który wbrew tytułowi, wcale taki prosty nie jest.
Muzyk – czyli Dr Misio
O tym, że Jakubik jest człowiekiem wielu talentów, przekonać się mogli także miłośnicy muzyki. W 2008 roku Jakubik wraz z gitarzystą Pawłem Derentowiczem i basistą Mariuszem Matyskiem założył zespół Dr Misio, do którego dwa lata później dołączyli klawiszowiec Radosław Kupis oraz perkusista Janek Prościński.
W rozmowie z Dorotą Wodecką Jakubik tak mówił o narodzinach zespołu.
U źródeł decyzji, żeby założyć zespół, był pewnie jakiś rodzaj frustracji związanej z kryzysem wieku średniego. Wtedy odkrywamy, że chcemy mieć krótkie spodenki i znowu wskoczyć do piaskownicy.
Tak oto powstał zespół, w którym rockowe melodie spotykały się z tekstami Krzysztofa Vargi i Marcina Świetlickiego. To właśnie one stanowiły o sile pierwszych dwóch albumów zespołu Dr Misio – "Młodzi" (2013 r.) i "Pogo" (2014 r.), a także najnowszej płyty zespołu "Zmartwychwstaniemy" (2017 r.).
Pisząc o niej na portalu Interia, Paweł Waliński zauważał:
Jakubik oczywiście nie jest najwybitniejszym wokalistą w historii polskiej muzyki. (…) Ważne jest co innego. (…) Teksty. Noblesse oblige, więc są oczywiście świetne, ale jednocześnie czynią albumy Dra Misia rzeczą raczej jednorazowego, czy dwukrotnego użytku.
Dla Jakubika, jednego z najbardziej rozchwytywanych dziś aktorów, a zarazem reżysera o dużych artystycznych ambicjach, muzyka stała się drogą ucieczki. W rozmowie z Onetem mówił o tym:
Muzyka jest sferą, w której najbardziej się zapamiętuję. Jest jak jakiś cholerny wirus, od którego nie można się uwolnić. Jako aktor dostaję do ręki scenariusz. Jest narysowana moja postać, są w nim moje kwestie dialogowe, muszę się ich nauczyć. Mogę je zinterpretować jak chcę, ale jestem tylko małym trybikiem ogromnej filmowej maszyny. Z muzyką jest inaczej. To jedyna przestrzeń aktywności twórczej, w której panuje prawdziwa artystyczna wolność.
Źródła: Onet, Gazeta Wyborcza, Filmweb, Interia. Bartosz Staszczyszyn, październik 2017 r.
Arsenij Mun zwycięzcą 11. Międzynarodowego Konkursu Młodych Pianistów "Arthur Rubinstein in memoriam" w Bydgoszczy
Arsenij Mun zwycięzcą 11. Międzynarodowego Konkursu Młodych Pianistów "Arthur Rubinstein in memoriam" w Bydgoszczy

I nagrodę otrzymał rosyjski pianista Arsenij Mun, dwie kolejne zdobyli Polacy – Tomasz Czesław Marut i Adam Mikołaj Goździewski. Nagrodę za najlepsze wykonanie utworów Karola Szymanowskiego otrzymał Ilja Owczarenko, Nagrodę Chopinowską otrzymał Adam Kałduński.
Konkurs ''Arthur Rubinstein in memoriam" odbywa się od 1993 roku. Program konkursowy jest niezwykle wymagający, obejmuje utwory, które miał w swoim pianistycznym repertuarze Artur Rubinstein. Kompozycje obejmują epoki od baroku po wiek XX. W 2000 roku imprezę wpisano do Europejskiego Stowarzyszenia Konkursów Muzycznych dla Młodych w Monachium, które skupia konkursy z 27 krajów europejskich. W tegorocznej edycji konkursu wzięli udział pianiści z sześciu krajów. W Bydgoszczy oprócz Polaków swoje umiejętności zaprezentowali przedstawiciele Chin, Japonii, Serbii, Ukrainy i Rosji. Najmłodsi uczestnicy mieli zaledwie 16 lat, najstarsi 21. W Jury Konkursu zasiadali: Ewa Osińska, Beata Bilińska, Walentina Igoszyna, Ian Hobson i Jan Popis.
Bydgoski Konkurs jest szczególnie śledzone przez wielbicieli Konkursu Chopinowskiego. Warto wspomnieć, że Rafał Blechacz – zwycięzca tegoż konkursu w 2005 roku i JuliannaAwdiejewa – zwyciężczyni w roku 2010, zajęli kolejno II i I miejsce w V Konkursie ''Arthur Rubinstein in memoriam''; w 2014 roku Międzynarodowy Konkurs Młodych Pianistów w Bydgoszczy wygrał 19-letni Szymon Nehring, późniejszy finalista Konkursu Chopinowskiego, a następnie pierwszy Polak, który zwyciężył w Międzynarodowym Mistrzowskim Konkursie Artura Rubinsteina w Tel-Awiwie.
Zwycięzca Konkursu, Arsenij Mun urodził się w 1999 roku, gry na fortepianie uczy się od 6 roku życia. Studiuje w Sankt-Petersburskie Państwowe Konserwatorium im. Mikołaja Rimskiego-Korsakowa w klasie Aleksandra Sandlera. Występował w Moskwie, Sankt-Petersburgu, Soczi, Kijowie, Charkowie, Kursku, Minneapolis i Fort Worth. Otrzymał wiele nagród na konkursach pianistycznych, m.in. I nagrodę na IX Międzynarodowym Konkursu Władimira Horowitza w 2011 roku w Kijowie i III nagrodę na Międzynarodowym Konkursie ''Astana Piano Passion'' w Kazachstanie w 2015 roku. II Nagrodę otrzymał Tomasz Czesław Marut, student wrocławskiej Akademii Muzycznej. Kolejne miejsce na podium zajął Adam Mikołaj Goździewski, uczeń Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie, znany szerszej publiczności z udziału w Konkursie Chopinowskim.
11. Międzynarodowy Konkurs Młodych Pianistów zakończył się 30 października 2017 roku w Bydgoszczy.
Stanisław Moniuszko, ''Widma''
Stanisław Moniuszko, ''Widma''

Widma, czyli sceny liryczne na głosy solo, chór mieszany i orkiestrę, napisane przez Stanisława Moniuszkę przed 1859 rokiem (dokładna data powstania nieznana), czyli muzyczna interpretacja drugiej części ''Dziadów'' Adama Mickiewicza. Utwór dedykowany, ''jako pamiątka wdzięczności'' Marii Kalergis, uczennicy Chopina, wielkiej mecenaski polskiej sztuki, dzięki której doszło m.in. do wystawienia ''Halki''.
Kiedy dokładnie powstały ''Widma''? W swojej korespondencji kompozytor wspominał o nich już w latach 1853-56. Recenzenci omawiający kolejne wydania ''Śpiewnika domowego'' wspominali o zainteresowaniu kompozytora Mickiewiczowskimi ''Dziadami’’. Józef Sikorski, założyciel Ruchu Muzycznego w 1859 roku przywoływał „obszerniejszą kompozycję do »Dziadów« gotowej od dawna”. Rok później Maurycy Krasowski, kompozytor i kronikarz warszawskiego życia muzycznego, dopominał się wykonania ''Widm'', zwiastując im wielkie powodzenie.
Inni XIX-wieczni kompozytorzy zwykli przekształcać teksty autora ''Pana Tadeusza'' w operowe libretta, tak jak Henryk Jarecki w ''Powrocie taty'', Władysław Żeleński w swoim ''Konradzie Wallenrodzie'' i włoski kompozytor Amilcare Ponchielli w ''Litwinach'' (''I Lituani'' na motywach Wallenroda). Stanisław Moniuszko nie miał takich ambicji, wybrał formę bliską kantacie – niektórzy sądzą, że sprawiło to dość chłodne przyjęcie ''Halki'', dzisiaj bez wątpienia najbardziej ikonicznej polskiej opery. Autor ''Strasznego dworu'' wiele razy dawał wyraz swojemu zainteresowaniu twórczością Mickiewicza. W sumie napisał 17 pieśni do słów Adama Mickiewicza. W 1867 roku powstał cykl ośmiu sonetów na głosy solowe, chór mieszany i orkiestrę do ''Sonetów krymskich''. Szkice do ''Widm'' znajdziemy w ''Śpiewniku domowym'': w trzecim wydaniu znajdziemy duet ''Naprzód ciebie wspomina'' z IV części ''Dziadów''; w kolejnym znajdziemy ''Tu niegdyś z wiosny poranki'', czyli fragment pieśni Zosi z II cz. ''Dziadów''; w piątym wydaniu duet Guślarza i Zosi (''Na głowie ma kraśny wianek'').
Prawykonanie utworu odbyło się w rocznicę wybuchu powstania styczniowego, 22 stycznia 1865 roku w Salach Redutowych Teatru Wielkiego, podczas koncertu-benefisu organizowanego przez Marię Kalergis. Teatr zapełnił się publicznością, w zgromadzonym tłumie dominowała czerń żałobnych sukni kobiet opłakujących powstańców. Koncert powtórzono kilkukrotnie, krytyka przyjęła go bardzo ciepło. W tym samym roku ''Widma'' wykonano we Lwowie, na sali obecny był kompozytor. Warto wspomnieć o koncercie, który odbył się w plenerze, w ogrodach Instytutu Muzycznego w Warszawie w czerwcu 1866 roku. Dwa lata później wykonano go na rocznicę wybuchu powstania listopadowego, teksty recytowali: Helena Modrzejewska, Salomea Palińska i Jan Chęciński.
W XX wieku ''Widma'' nie były wyraźnie obecne w programach polskich teatrów i instytucji muzycznych – w 1998 roku ''Widma'' gościły w Operze Śląskiej (reż. Tadeusz Bradecki), w 1996 w Operze Narodowej (reż. Ryszard Peryt). W 2017 roku ''Widma'' zostały wystawione we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki w ramach festiwalu Wratislavia Cantans (reż. Paweł Passini, dyr. Andrzej Kosendiak). Andrzej Kosendiak, dyrygent przygotowujący muzyczną oprawę przedstawienia wystawianego w NFM mówił: ''Jest szansa na nowe spojrzenie na twórczość tego wybitnego kompozytora. Piosenka Stasia to moim zdaniem siciliana''. Z kolei Franciszek Bylicki w swojej pracy ''Stanisław Moniuszko. Studyum'' z 1880 roku (zachowano oryginalną pisownię) napisał:
Może być, że taki rodzaj kompozycyj odpowiadał więcej talentowi Moniuszki, aniżeli forma opery, która nie może być zbudowaną z rozmaitych części, nie daje tyle do sposobności i spoczynku i wymaga wielkiej jednolitości w przeprowadzaniu głównych ról. Wstęp do Widm, p.t. Cmentarz, jest bezwątpienia najpiękniejszą kompozycyą, jaką Moniuszko napisał na orkiestrę. Złożony jest z czterech części, z których każda przedstawia osobne widmo, ale wszystkie połączone ze sobą, chociaż różnią się tak tempem jak i rytmem. Czy słuchacz domyśli się tam cmentarza?
W skład orkiestry, oprócz tradycyjnych instrumentów (najciekawsze partie mają instrumenty smyczkowe i rogi, uwagę zwracają solówki fletów), usłyszymy też dzwony i ofiklejda, dawny instrument dęty blaszany, rodzaj rogu basowego. Moniuszko wykorzystał niemal połowę oryginalnego tekstu Mickiewicza, po części zaśpiewany, czasami wyrecytowany. Najważniejszą rolę w ''Widmach'' pełni bez wątpienia chór, niekiedy śpiewający w łagodnym unisonie, niekiedy zagęszczający się, prowadzący dialog z solistami. Sam kompozytor porównywał ''Widma'' do ''Pustyni'' symfonii-ody Félicien-Césara Davida. Pisząc o muzycznych adaptacjach tekstów Mickiewicza warto przypomnieć, że w okresie filomackim Wieszczowi zdarzyło się napisać recenzję scenicznego dzieła muzycznego, co prawda nie była to opera, ale operetka – ''Małgorzata z Zębocina'' Jana Czeczota.
[Opera] czyli jest serio, czy buffo, nie wymaga ani całej mocy tragicznej, ani tyle, co w komedii, dowcipu i śmieszności. Ale z drugiej strony głęboka serca ludzkiego znajomość, wielka nauka, często liryczna zapał, a prawie zawsze naturalność i prostota, obeznanie się z muzyką, jako główną w operach sztuką, której poezja towarzyszy tylko – oto są przymioty każdemu opery (rodzajowi) nieodbicie potrzebne. Czy któryś z kompozytorów spełnił oczekiwania Mickiewicza?
Źródła: Mirosław Strzyżewski, Recenzje filomackie Mickiewicza; Franciszek Bylicki, ''Stanisław Moniuszko. Studyum''; program do spektaklu ''Widma'' wystawionego w Operze Śląskiej w Bytomiu w 1998 roku pod red. Tadeusza Kijonka; rozmowa Grzegorza Chojnowskiego z Andrzejem Kosendiakiem w ''Muzyce w mieście'' (nr 9, wrzesień 2017).
2017/10/31
Wideo Culture.pl
Paweł Passini i Andrzej Kosendiak, ''Widma''
Paweł Passini i Andrzej Kosendiak, ''Widma''

Kantata na Halloween, czyli jak Passini brutalnie uwspółcześnił Moniuszkowską interpretację Mickiewiczowskich ''Dziadów'' w obecności telewizyjnych kamer. Premiera przedstawienia w TVP Kultura odbędzie się 31 października 2017 roku. W Dziady czy w Halloween?
Widmo krąży po polskich scenach operowych – widmo Stanisława Moniuszki. ''Halkę'' wyreżyserowali Paweł Passini (raz w Poznaniu, raz na Haiti) i Cezary Tomaszewski w Krakowie. Po opowieści o międzyklasowym romansie Jontka i Halki przyszła pora na opowieść bardziej metafizyczną,''Widma''na podstawie drugiej części ''Dziadów'' Adama Mickiewicza, czyli poetycki reportaż z obrzędu guseł. We wrześniu 2017 roku ''Widma'' zawitały do Narodowego Forum Muzyki w trakcie festiwalu Wratislavia Cantans. 2 listopada 2017 roku ten sam spektakl, ale w reżyserii Ryszarda Peryta, zainauguruje działalność Polskiej Opery Królewskiej w Warszawie.
Czym były ''Widma'' Passiniego? Dziełem teatru muzycznego, w którym warstwa sceniczna ma równoprawną wartość co muzyka? Swobodną adaptacją wykopanego na wykopaliskach utworu, w którym muzyka jest tylko tłem? Spektaklem, który nabierze wartości dopiero w trakcie transmisji telewizyjnej? Gwoli wyjaśnienia, ''Widma'' zagrano w NFM dwukrotnie, przy obecności kamer i ekipy TVP Kultura, która stała się kolejnym uczestnikiem horror show. na motywach Moniuszki.

To, co działo się na scenie, przynajmniej pod względem kostiumów i choreografii, chyba najlepiej określić właśnie mianem domu strachów. Narastającego spiętrzenia upiorów, których z każdą chwilą pojawia się coraz więcej: powykręcane postaci na szczudłach, straszydła bez oczu przyozdobione paskami z czaszek. Strachy przechadały się nie tylko po scenie, najbardziej upodobały sobie chodzenie pomiędzy rzędami widzów. Na podobnej zasadzie działają filmy i seriale grozy, na przykład popularne ''American Horror Story''. Z każdym odcinkiem atmosfera się zagęszcza, pojawia się więcej postaci, sytuacja protagonistów się pogarsza... Nigdy nie dochodzi do całkowitej kulminacji, napięcie tylko rośnie.
Nie bez powodu wspomianm o kulturze popularnej. Teoretycznie kostiumy widm nawiązywały do malarstwa Zdzisława Beksińskiego, ale byłoby to wyjątkowo płaskie potraktowanie twórczości wielowymiarowego twórcy. Na scenie ujrzałem po prostu potwory z popkultury: slenderman, ''Obcy'', ''Stranger Things'' (oblepiona mgłą i lepkimi materiałami scenografia), uniwersum Lovecrafta – długo by wymieniać. Nie ma w tym niczego złego, pytanie tylko: po co? Czy współbrzmiało to z przesłaniem płynącym z interpretacji Passiniego?
''Widma'' to opowieść antywojenna, wymierzona w znieczulicę społeczną. Jako reżyser teatralny, Paweł Passini potrafi stworzyć na scenie atmosferę niezwykłej intymności. Chociażby w swoich spektaklach poświęconych Zagładzie: ''Kryjówce'', ''Matkach'' – spektaklu, w którym występują ocaleni z Zagłady. Wymaga to wielkiej ostrożności, empatii w kontaktach z ludźmi. Nie czuć tam żadnej nut fałszu, widać za to całkowite zaufanie i zrozumienie pomiędzy aktorami a reżyserem. Trudno powtórzyć te słowa komentując ''Widma'': strachy z filmów grozy spotykają się tu z białymi hełmami, falami morza i zdjęciami uchodźców. W poprzednich spektaklach reżysera ubodła mnie brak emfazy towarzyszącej opowiadaniu o najważniejszych, najtrudniejszych tematach. Tym razem wszystko było wykrzyczane wielkimi literami, do tego nie łączyło się w spójną całość.
Mam nadzieję, że muzykę będzie wyraźnie słychać na antenie TVP Kultura, a sprawne cięcia montażystów złożą całość w narrację spójną i pozbawioną efekciarstwa. Muzyka Moniuszki na to zasługuje, szczególnie, że partytura została wyczyszczona ze współczesnych naleciałości przez wyjątkowo uzdolnionego muzykologa, Macieja Prochaskę. Prawdopodobnie brzmienie tej muzyki było podobne do tego, co grano w czasach Moniuszki – bez monumentalnych, symfonicznych naleciałości. Niestety w NFM nie było niczego słychać, dość cichą Wrocławską Orkiestrę Barokową i Chór NFM zagłuszano wypowiedziami aktorów, które były dodatkowo nagłaśniane. Prawdziwy horror!
2017/10/31
Wideo Culture.pl
Sława Przybylska
Sława Przybylska

Piosenkarka i aktorka. Urodziła się 2 listopada 1932 roku w Międzyrzecu Podlaskim. Największe sukcesy odnosiła śpiewając ballady romantyczne. Wiele z tych utworów wykonywała akompaniując sobie na gitarze.
Córka Józefa i Marianny Przybylskich. Po II wojnie światowej wychowywała się w Domu Młodzieży w Krzeszowicach. Zgodnie z wolą ojca miała zostać zakonnicą, marzyła jednak o malarstwie i rzeźbie. Ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych w Warszawie (1950). Absolwentka Wydziału Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Służby Zagranicznej w Warszawie (1954).
Udzielała się artystycznie już w czasie studiów. Założyła tercet żeński Syrenki, współpracowała jako piosenkarka z kabaretem klubu studenckiego Stodoła. Wcześniej jednak zadebiutowała jako solistka w Studenckim Teatrze Satyryków (STS-ie).
ZSP przyznało nam tym razem roboczowczasy w Dusznikach Zdroju. Wyjechaliśmy tam na dwa tygodnie podczas zimowych ferii i jak kiedyś w Karpaczu przygotowywaliśmy nowy program. Po powrocie zaczęły się intensywne próby. W składance znalazły się tradycyjnie ambitne piosenki radzieckie. Jedną śpiewała nowa piosenkarka Stanisława Przybylska [u początku kariery późniejsza Sława podpisywała się swoim pełnym imieniem]. Była drobna, mała, z grzywką jak Maria Dąbrowska. Warunki sceniczne miała kiepskie. Najlepiej wypadła, gdy z gitarą śpiewała prywatnie w pokoju. Miała ciekawy repertuar. Dziwiłem się, że Markusz [Jerzy Markuszewski] z [Markiem] Lusztigiem przyjęli ją do nas. Wielkiej przyszłości jej nie wróżyłem. Ale potrzebowaliśmy aktorów i piosenkarzy, zwłaszcza do scen zbiorowych.
[Jarosław Abramow-Newerly, "Lwy STS-u", Warszawa 2005]
Twórcy zawiadujący STS-em nie do końca docenili jej artystyczną osobowość. "Śpiewającą Sławę (wtedy jeszcze Stanisławę) Przybylską wymieniła Hania Rek"– wspominał Edward Pałłasz ["Medal" w: "Piosenka – rocznik 2015"]. Aż tu nagle... sensacja, która nieźle namieszała w ich umysłach – w 1957 roku Sława Przybylska zwyciężyła w organizowanym przez Polskie Radio konkursie dla piosenkarzy amatorów.
Kto zajął pierwsze miejsce? – spytałem. […]– Przybylska.– Żartujesz chyba?! – krzyknąłem.– Daję ci najświętsze słowo honoru! Podali dziś w dzienniku. Zrobiła dziewczyna furorę. Sam Szpilman orzekł, że to największe odkrycie Polskiego Radia. Najpiękniejszy mikrofonowy głos obok Jurka Połomskiego z PWST...Nie! Zabić się – pomyślałem. – To ja odetchnąłem, że to biedactwo z grzywką odeszło od nas i wreszcie nie zawraca nam gitary, a tu nagle "najpiękniejszy mikrofonowy głos Polskiego Radia". W usunięciu Przybylskiej z STS-u, jako członek Rady Artystycznej, miałem swój udział. Kolektywna wpadka – też wpadka.
[Jarosław Abramow-Newerly, "Lwy STS-u", Warszawa 2005]
Wkrótce też w telewizyjnym konkursie "Zapraszamy na estradę" jako jedyna otrzymała od wszystkich jurorów (Stefania Grodzieńska, Lidia Wysocka i przewodniczący Jerzy Waldorff) maksymalną liczbę punktów i miano polskiej Edith Piaf. Niektórzy porównywali ją także do Juliette Greco.
Śpiewała w teatrzykach Czarna Kaczka oraz Tingel-Tangel (1961) – w którym występowali m.in. Krystyna Sienkiewicz, Zbigniew Lengren, Stanisław Młynarczyk, a grał zespół jazzowy Krzysztofa Komedy – oraz w telewizyjnym Teatrze Piosenki.

Uczyła się śpiewu u prof. Wandy Wermińskiej. W 1958 roku została słuchaczką Studium Estradowego Polskiego Radia , w którym uczyła się sztuki interpretacji piosenki m.in. pod kierunkiem Jerzego Abratowskiego i Aleksandra Bardiniego. W tym samym roku nagrała do filmu "Pożegnania" (reż. Wojciech Jerzy Has) piosenkę "Pamiętasz była jesień", która przyniosła jej olbrzymi rozgłos, śpiewała "Czerwone maki na Monte Casino" w filmie "Popiół i diament" (reż. Andrzej Wajda). W 1960 roku wystąpiła w filmie "Zezowate szczęście" (reż. Andrzej Munk), wykonując piosenkę "Kriegsgefangenenpost".
W 1960 roku Sława Przybylska wystąpiła z pierwszym własnym recitalem. Dokonała licznych nagrań archiwalnych dla Polskiego Radia i Telewizji Polskiej, także dla rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych zagranicą: m.in. w Moskwie, Tbilisi, Pradze, Bratysławie i Nowym Jorku. Nagrała kolejne piosenki do filmów "Niewinni czarodzieje" (reż. Andrzej Wajda) czy "Rozstanie" (reż. Wojciech Jerzy Has).
W repertuarze miała wiele popularnych utworów, jak "Piosenka o okularnikach", "Ach panie, panowie", "Widzisz mała", "Ciao, Ciao Bambina", "Gdzie są kwiaty z tamtych lat?" (z repertuaru Marleny Dietrich) czy "Na Francuskiej". Śpiewała także piosenki w języku jidysz – m.in. "Miasteczko Bełz".
Maria Dąbrowska w zapisie z 1965 roku wspominała Agnieszkę Osiecką, która w radiowym Podwieczorku przy mikrofonie "przemyciła" niekoniecznie dobrze widzianą błatną rosyjską piosenkę "Murka", świetnie przełożoną – "a równie dobrze zaśpiewaną przez Sławę Przybylską". ["Dzienniki. 1914–1965", Tom XIII – 1962–1965, Warszawa 1996]

W latach 1974–1981 piosenkarka współpracowała z Teatrem Stara Prochownia. Gościnnie występowała także w kabaretach U Lopka i Pod Egidą oraz w krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Wspominała Joanna Olczak-Ronikier: "Przyjeżdżali do nas artyści z całej Polski. Pamiętam, że Sława Przybylska śpiewała z gitarą po polsku i w jidysz. ["Piwnica pod Baranami, czyli koncert ambitnych samouków", Warszawa 1994]
W tymże albumie o Piwnicy fotograf Ryszard Horowitz wraca pamięcią do lat 60. Był wówczas pierwszym i jedynym piwniczaninem w Nowym Jorku, więc jego "obszerna kawalerka na 30 Ulicy stała się przychodnią wszystkich mniej lub więcej sławnych przybyszów z Polski". Podczas wielu trwających do rana prywatek "we wczesnych godzinach rannych obijały się o uszy wściekłych sąsiadów" echa szaleństw, "jakie odbywały się podczas odwiedzin Sławy Przybylskiej czy też innych z naszej najbliższej paczki spod Baranów".
W latach 1976–1978 oraz 1982–1987 Sława Przybylska była aktorką i piosenkarką Teatru na Targówku w Warszawie. Zagrała tam m.in. w widowiskach "Toast weselny" (reż. Marian Jonkajtys), "Mój kapitanie, już wieczór" (reż. Aleksandra Koncewicz), "Ballada o miłości zagrożonej Barbary i Augusta" (reż. Wojciech Solarz), "Tak jak u Chagalla" (reż. Szymon Szurmiej) i "Bukiecik alpejskich fiołków" (reż. Lena Szurmiej-Dynerman). Ponadto współpracowała z teatrami warszawskimi, jak wspomniany STS oraz Syrena, Buffo, Żydowski, a także Teatr Ziemi Opolskiej w Opolu.
Występowała także na scenach zagranicznych, m.in. w 1985 roku w Teatrze Metechii w Tbilisi (ZSRR) w spektaklu "Teatr straceńców" (reż. Sandro Mrewliszwili), a dwa lata później – w dwóch przedstawieniach w Teatrze Miejskim w Saarbrücken (RFN).
Od 1963 roku występuje z recitalami pieśni Żydów polskich. W 1992 roku uczestniczyła w berlińskim festiwalu odbywającym się pod hasłem "Kobieta w pieśniach żydowskich". Rok później, jako jedyna artystka polska, wystąpiła z własnym recitalem na Europejskim Festiwalu Muzyki Żydowskiej w Leverkusen (Niemcy).
Pochodzę z Międzyrzeca Podlaskiego – mówiła w 2005 roku w wypowiedzi dla "TeleRzeczpospolitej". – Małego miasteczka, które przed wojną w większości było żydowskie. Nasz dom był zawsze otwarty, mieliśmy przyjazne kontakty z żydowskimi sąsiadami. Docierały do mnie echa ich pieśni i obrzędów. Śpiewaniem żydowskich piosenek chciałam wznieść osobisty pomnik pamięci tych ludzi. To mój szczególny hołd dla tych wszystkich małych dziewczynek, z którymi się bawiłam, a potem znalazły się w transporcie do Treblinki. Nie znałam języka jidysz, ale zapisałam się na jego kurs w Teatrze Żydowskim. Nauczyłam się pisać, czytać, mówić. Mogłam się odpowiednio przygotować ze śpiewników przysyłanych mi z Jerozolimy czy z Nowego Jorku. Sporo podróżowałam z koncertami, kilkakrotnie byłam w Izraelu i w Niemczech. Wiele tych pieśni nagrałam. Cieszy mnie coraz żywsze zainteresowanie tymi pieśniami młodzieży. To nie tylko dług pamięci, ale i moja fascynacja kulturą narodu, który przetrwał tyle wieków.
Wielokrotnie występowała na festiwalach w Opolu i Sopocie. Koncertowała w kraju i za granicą, m.in. w Austrii, Jugosławii, Rumunii, ZSRR, Czechosłowacji, NRD, RFN, Bułgarii, we Włoszech, Francji, w Izraelu i Holandii oraz w ośrodkach polonijnych Stanów Zjednoczonych, Kanady i Australii. W 1987 roku została wyróżniona specjalnym dyplomem i nagrodą miasta Cleveland z okazji swego 15. tournée w USA.
W latach 1991–1998 mieszkała w Szczawnicy, gdzie pełniła funkcję przewodniczącej Stowarzyszenia Literacko-Artystycznego im. Czesława Miłosza. Była organizatorką i kierownikiem artystycznym Międzynarodowych Festiwali Słowa w latach 1996–2000.
Mimo rezygnacji w 2001 roku z czynnego życia estradowego, dawała się niekiedy namówić na występ. W 2015 roku, na 52. Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, podczas gali z okazji 90-lecia Polskiego Radia, Sława Przybylska została uhonorowana najwyższym wyróżnieniem radiowym – "Diamentowym Mikrofonem".
Sławie Przybylskiej we wszystkich działaniach artystycznych latami partnerował jej mąż Jan Krzyżanowski – jako menedżer i opiekun, pełniący na koncertach obowiązki gospodarza. Korespondencja męża do żony z lat 2011–2012 zatytułowana "Sto listów do Dulcinei" ukazała się w 2013 roku nakładem wydawnictwa Elipsa. Ich autor określił siebie mianem Don Kichota, pisującego do ukochanej Dulcinei. Z kolei sama Sława Przybylska wydała m.in. album "…na ścieżkach życia" [Otwock 2014], stanowiący rodzaj "wizualnej autobiografii".
Inny jej album – "Radosny smutek przemijania" [Warszawa 2016], wydany na jubileusz 60-lecia pracy artystycznej piosenkarki, upamiętnił kluczowe momenty w karierze autorki. Mówiła o nim:
Ja po prostu nie zwracam uwagi, czy czas płynie. Może i płynie, ale to właściwie my płyniemy, my przemijamy. Należy to robić radośnie. Każdy dzień powinien być dziełem sztuki, jak pisała pani profesor Maria Szyszkowska. Trzeba się starać, aby każdy dzień przeżyć pięknie, a wtedy to przemijanie jest jakby niezauważalne. Jeśli mamy powód, albo jeśli wypracujemy powód, ażeby się cieszyć i żeby przekazywać jak najlepsze myśli, jak najlepsze fluidy dla ludzi i otoczenia, to wtedy przemijanie jest tak naturalne, jak naturalną rzeczą będzie śmierć.
Artur Cieślar z kolei w swojej książce "Kobieta metamuzyczna" [Warszawa 2014] uważa Sławę Przybylską za jedną z niewielu piosenkarek godnych takiego miana. Kobieta metamuzyczna – według niego – "podąża za muzyką, uprawia ją, śpiewa, muzykuje, opisuje ją, analizuje, dostrzega dźwięk i jego moc, ale jednak rzadko przedkłada muzykę nad samo życie – jego smak, niepowtarzalność, wyjątkowość".
Twórczość
Piosenki (wybór)
- "Ach panie, panowie" (Bułat Okudżawa – Agnieszka Osiecka)
- "Balonik" (Bułat Okudżawa – Agnieszka Osiecka)
- "Była sobie raz dziewczyna" (Włodzimierz Kruszyński, Adam Skorupka – Agnieszka Osiecka)
- "Ciao, Ciao Bambina" (Domenico Modugno – Ola Obarska)
- "Czarny kot" (Bułat Okudżawa – Witold Dąbrowski)
- "Galapagos" (Adam Skorupka – Irena Solińska)
- "Gdzie są kwiaty z tamtych lat?" (Peter Seeger – Wanda Sieradzka)
- "Jak drogie są wspomnienia" (Fred Scher – Emanuel Schlechter)
- "Jarzębina czerwona" (Jewgienij Rodygin – Anna Jakowska)
- "Jestem brzydka – niekrasiwaja" (mel. lud. – Ola Obarska)
- "Już nigdy" (Jerzy Petersburski – Andrzej Włast)
- "Krakowska kwiaciarka" (Jerzy Gert – Tadeusz Śliwiak)
- "Malaguena" (Pedro Galindo, Elpidio Ramírez – Ola Obarska)
- "Mein Sztejtełe Bełz" ["Miasteczko Bełz"] (Aleksander Olshanetsky – jidisz: Jacob Jacobs)
- "Miłość w Portofino" (Fred Buscaglione – Agnieszka Osiecka)
- "Murka" (mel. tradyc. – Agnieszka Osiecka)
- "Na Francuskiej" (Ryszard Sielicki– Bogusław Choiński, Jan Gałkowski)
- "Nie kochać w taką noc to grzech" (Zygmunt Wiehler – Jerzy Jurandot)
- "Pamiętasz była jesień" (Lucjan Marian Kaszycki – Andrzej Czekalski, Ryszard Pluciński)
- "Piosenka o okularnikach" (Jarosław Abramow – Agnieszka Osiecka)
- "Piosenka o wieczornym gościu" (Lucjan Marian Kaszycki – Ludwik Jerzy Kern)
- "Piosenka o żołnierskich butach" (Bułat Okudżawa – Witold Dąbrowski, Andrzej Mandalian)
- "Piwniczka" (Antonín Gondolán, Ladislav Štaidl – Ola Obarska)
- "Powróćmy jak za dawnych lat" (Henryk Wars – Jerzy Jurandot)
- "Siedzieliśmy na dachu" (mel. lud. – Agnieszka Osiecka)
- "Słodkie fiołki" (mel. lud. – Bogusław Choiński, Marek Dagnan)
- "Słowo daję, że nie" (Jacek Szczygieł – Ola Obarska)
- "Taka jestem zakochana" (Jacek Szczygieł – Krystyna Żywulska)
- "Tango notturno" (Hans Otto Borgmann – Józef Lipski, Władysław Szlengel)
- "Tbilisi" (Rewaz Łagidze – Ola Obarska)
- "To wszystko z nudów" (Lucjan Marian Kaszycki – Agnieszka Osiecka)
- "Trzy miłości" (Bułat Okudżawa – Wojciech Młynarski)
- "Widzisz mała" (Jarosław Abramow – Agnieszka Osiecka)
- "Wspomnij mnie" (Luigi Miaglia ps. Ripp – Marian Hemar)
Dyskografia (wybór)
- 1958 – "Gorącą nocą"
- 1962 – "Sława Przybylska"
- 1963 – "Sława Przybylska 2"
- 1963 – "Pamiętasz była jesień"
- 1966 – "Ballady i piosenki"
- 1966 – "Ballady i piosenki cz. 2"
- 1968 – "Nie zakocham się"
- 1970 – "U brzegów Candle Rock"
- 1972 – "Sława Przybylska"
- 1973 – "Jak za dawnych lat"
- 1979 – "Związek przyjacielski"
- 1988 – "Sława Przybylska śpiewa ulubione przeboje"
- 1992 – "Rodzynki z migdałami"
- 1992 – "Minuty nadziei"
- 1993 – "Ałef–Bejs. Pieśni i piosenki żydowskie"
- 2007 – "Sława Przybylska. Modlitwy poetów"
- 2009 – "40 piosenek Sławy Przybylskiej"
- 2012 – "W noc Betlejemską"
- 2015 – "Mój Okudżawa"
- 2017 – "Pamiętasz…"
Film (wybór)
- 1958 – "Pożegnania", film fabularny, reż. Wojciech Jerzy Has – wykonanie piosenki "Pamiętasz była jesień"
- 1958 – "Popiół i diament", film fabularny, reż. Andrzej Wajda – obsada aktorska (piosenkarka), wykonanie piosenki "Czerwone maki na Monte Casino"
- 1960 – "Zezowate szczęście", film fabularny, reż. Andrzej Munk – obsada aktorska (piosenkarka), wykonanie piosenki "Kriegsgefangenenpost"
- 1960 – "Niewinni czarodzieje", film fabularny, reż. Andrzej Wajda – obsada aktorska (piosenkarka), wykonanie piosenek
- 1960 – "Rozstanie", film fabularny, reż. Wojciech Jerzy Has – wykonanie piosenki "O wieczornym gościu"
- 1985 – "Nie bój się", film dyplomowy, etiuda fabularna, reż. Filip Zylber– śpiew
- 1986 – "Lullaby" (tytuł polski: "Kołysanka"), film fabularny, produkcja: Szwajcaria, reż. Ephraim J. Sevela – wykonanie piosenki "Kołysanka"
- 1987 – "Więzień nr 94287", film dokumentalny, inscenizowany, reż. Robert Gliński– wykonanie piosenki
- 1987 – "Ja – Żyd", film dokumentalny, reż. Robert Gliński – wykonanie pieśni żydowskich
- 1996 – "Dzień wielkiej ryby", film fabularny, reż. Andrzej Barański– wykonanie piosenki "Galapagos"
- 2001 – "Listy miłosne", reż. Sławomir Kryński – wykonanie utworu "Piosenka o wieczornym gościu" z filmu "Rozstanie"
- 2011 – "Red Lili", etiuda operatorska, etiuda fabularna, reż. Róża Misztela – wykonanie piosenki "Pamiętasz była jesień"
- 2012 – "Dzień oszusta", dyplom operatorski, etiuda fabularna, reż. Bartosz Warwas – wykonanie piosenki "Pamiętasz była jesień"
- 2013 – "Ida", film fabularny, reż. Paweł Pawlikowski– wykonanie piosenki "Rodnye głaza" ("Oczy")
- 2014 – "Obywatel", film fabularny, reż. Jerzy Stuhr– wykonanie piosenki "Pamiętasz była jesień"
Teatr (wybór)
- 1956 – "Czarna przegrywa, czerwona wygrywa", program składany, reż. Jerzy Markuszewski, Wojciech Solarz, STS, Warszawa, premiera: 17 lutego 1956 – udział wykonawczy
- 1956 – "Agitka", program składany, reż. Jerzy Markuszewski, Wojciech Solarz, STS, Warszawa, premiera: 2 czerwca 1956 – udział wykonawczy
- 1959 – "Cudotwórca"Anatola Sterna, reż. Wanda Laskowska, Teatr Ziemi Opolskiej, Opole, premiera: 5 lipca 1959 – wykonanie piosenki
- 1971 – "Bo my jesteśmy z Woli…", program składany, reż. Maria Januszkiewicz, Sala Kongresowa PKiN, Warszawa, premiera: 11 stycznia 1971 – udział wykonawczy
- 1975 – "Kto chce piosenkę", rewia przebojów, reż. Marian Jonkajtys, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 28 lutego 1975 – udział wykonawczy
- 1977 – "Toast weselny", program składany, reż. Marian Jonkajtys, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 25 listopada 1977 – udział wykonawczy
- 1983 – "Mój kapitanie, już wieczór" Stanisława Balińskiego, reż. Aleksandra Koncewicz, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 17 stycznia 1983 – udział wykonawczy
- 1983 – "Ballada o miłości zagrożonej Barbary i Augusta" Jadwigi Has, reż. Wojciech Solarz, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 27 stycznia 1983 – udział wykonawczy, postać: Rybałtka (gościnnie)
- 1983 – "Tak jak u Chagalla", program składany, reż. Szymon Szurmiej, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 16 kwietnia 1983 – udział wykonawczy
- 1986 – "Bukiecik alpejskich fiołków" Estery Kronholtz, reż. Lena Szurmiej-Dynerman, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 16 kwietnia 1986 – udział wykonawczy, postaci: Rabinowa, Wiera Gran, Zjawa
- 1987 – "Stół Gebirtiga" na motywach utworu Anny Kamieńskiej, reż. Lena Szurmiej-Dynerman, Teatr na Targówku, Warszawa, premiera: 30 czerwca 1987 – udział wykonawczy
- 1997 – "Przyjechałam powtórzyć jesień", gwiazda w Syrenie – recital, Teatr Syrena Warszawa, premiera: 27 października 1997 – udział wykonawczy
- 2002 – "Wieczór żydowski w Buffo", program składany, reż. Janusz Józefowicz, Teatr Studio Buffo, Warszawa, premiera: 22 października 2002 – udział wykonawczy
Teatr Telewizji (wybór)
- 1972 – "Echo" według Tadeusza Hołuja, reż. Andrzej Zakrzewski, premiera: 22 października 1972 – udział wykonawczy: śpiew
Teatr Polskiego Radia (wybór)
- "Hotelik pod Różami"Ludmiły Marjańskiej, reż. Wiesław Opałek, Teatr Polskiego Radia, premiera: 20 września 1967 – udział wykonawczy: śpiew
Książki (wybór)
- Sława Przybylska, "…na ścieżkach życia"– album, Otwock 2014
- Sława Przybylska, "Blask poetyckiego słowa. Osobista antologia wierszy ...O mnie, ...do mnie, ...dla mnie, i tych, które śpiewam, oraz tych, do których wracam", Otwock 2014
- Sława Przybylska, "Radosny smutek przemijania" – album, wydawnictwo Barbelo, Warszawa 2016
Bibliografia (wybór)
- Róża Jaśkowska, Jan Krzyżanowski, "Oblicza Sławy", Intergraf, Międzyrzec Podlaski 2001
- Kamil Lelis, "Gorzki smak Sławy. Genius Loci" Tom I, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2010
- "Sława Przybylska. Jej portret listami malowany", wybór listów i zdjęć Jan Krzyżanowski, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2011
- Jan Krzyżanowski, "Sto listów do Dulcinei", Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2013
Nagrody (wybór)
- 1957 – I miejsce w ogólnopolskim konkursie piosenkarskim zorganizowanym przez Polskie Radio – za interpretację włoskiej piosenki "Luna"
- 1961 – Złoty Medal na Festiwalu Piosenki w Pesaro (Włochy)
- 1961 – 2 Nagroda na 1. Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie
- 1985 – Nagroda aktorska 20. Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów Małych Form w Szczecinie – za rolę w przedstawieniu "Mój kapitanie, już wieczór" Stanisława Balińskiego w Teatrze na Targówku w Warszawie
- 1987 – Specjalnym dyplom i Nagrodą miasta Cleveland – z okazji 15. tournée artystki w USA
- 2004 – Honorowy Złoty Liść Retro nr 1 na 1. Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga
- 2005 – Nagroda Specjalna ministra kultury na 2. Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga
- 2015 – Nagroda "Diamentowy Mikrofon"– Zarządu Polskiego Radia – wręczona podczas 52. Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu
Odznaczenia (wybór)
- 1972 – Złota Odznaka za Zasługi dla m. Warszawy
- 1974 – Złoty Krzyż Zasługi
- 1982 – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
- 1979 – Odznaka Zasłużony Działacz Kultury
- 2000 – Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski – za wybitne zasługi w działalności w ruchu studenckim, za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej z okazji jubileuszu 50-lecia ZSP
Autor: Janusz R. Kowalczyk, listopad 2017
Tajwański dyrygent Su-Han Yang zwycięzcą Konkursu Fitelberga
Tajwański dyrygent Su-Han Yang zwycięzcą Konkursu Fitelberga

''Kocham muzykę Karola Szymanowskiego, ale najbliższym mi kompozytorem jest Béla Bartók'', mówi Su-Han Yang, zwycięzca X Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga.
Międzynarodowe jury pod przewodnictwem Juozasa Domarkasa przyznało następujące nagrody:
- I nagroda ufundowana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (25 tysięcy euro) i Złota Batuta – Su-Han Yang z Tajwanu
- II nagroda ufundowana przez Marszałka Województwa Śląskiego (20 tysięcy euro) i Srebrna Batuta – Bar Avni z Izraela
- III nagroda ufundowana przez Prezydenta Miasta Katowice (15 tysięcy euro) i Brązowa Batuta – Modestas Barkauskas z Litwy
- I wyróżnienie ufundowane przez Powszechną Kasę Oszczędności Bank Polski Spółka Akcyjna (10 tysięcy euro) – Aleš Kománek (Czechy)
- II wyróżnienie ufundowane przez Mokate S.A. (7 tysięcy euro) – Boon Hua Lien (Singapur)
- III wyróżnienie ufundowane przez Fundację Muzycznę Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga, Stowarzyszenie. Przyjaciół Filharmonii Śląskiej i Filharmonię Śląską im. Henryka Mikołaja Góreckiego (5 tysięcy euro) – Iaroslav Zaboiarkin (Rosja).
Nagrody zostaną wręczone podczas sobotniej gali w Filharmonii Śląskiej. Po niej odbędzie się koncert laureatów w którym konkursową Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Śląskiej Modestast Barkauskas poprowadzi w uwerturze do opery ''Moc przeznaczenia'' Giuseppe Verdiego, Bar Avni w Symfonii C-dur ''Linzkiej'' KV 425 Wolfganga Amadeusza Mozarta, a zwycięzca konkursu Su-Han Yang w IV Symfonii e-moll op. 98 Johannesa Brahmsa. Koncert laureatów powtórzony zostanie dwukrotnie, w niedzielę o godzinie 18.00 w Filharmonii Śląskiej i w poniedziałek o godzinie 19.00 w Filharmonii Narodowej w Warszawie.
Uważam, że każdy dyrygent jest unikalny. Nauczyłem się wielu rzeczy od wielu mistrzów, ale również od 47 dyrygentów obecnych na katowickim Konkursie. Właściwie to każdy z jego uczestników był dla mnie na- uczycielem. Cieszę się, że miałem możliwość poznania tylu ludzi i tyle dzieł.
Źródło: Batuta, materiały prasowe
Roman Palester – Emigrant z Wolnej Europy [WYWIAD]
Roman Palester – Emigrant z Wolnej Europy [WYWIAD]

O kompozytorze i redaktorze kulturalnym Radia Wolnej Europy opowiada Lech Dzierżanowski, znawca i popularyzator postaci Romana Palestra. Z kim korespondował Palester, dlaczego zapomnieliśmy o jego muzyce?
Filip Lech: Razem z Piotrem Maculewiczem z Gabinetu Zbiorów Muzycznych Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie zainteresował pan muzyków Apollon Musagète Quartett muzyką Romana Palestra.
Lech Dzierżanowski: W pewnym momencie uznałem, że trzeba sprawdzić, o co chodzi z tym Palestrem. Czy ta muzyka jest za słaba, żeby się przebić? Może dobrze się zapowiadał, ale się nie rozwinął? A może trafił na zły moment? Do dzisiaj nie mam w pełni odpowiedzi na te pytania. Żeby na nie odpowiedzieć, trzeba posłuchać jego utworów. Z grupą przyjaciół z BUW skoncentrowaliśmy się na tym, żeby doprowadzić do nagrania jego najważniejszych utworów. One często nie mają w ogóle nagrań. Utwory fortepianowe nie zostały nawet wydane, istnieją tylko w rękopisach.
Jak brzmi ta muzyka?

Jest to muzyka podwójnie trudna: wymagająca dla wykonawców, skomplikowana fakturalnie; nie jest też łatwa dla słuchacza. Twórczość Andrzeja Panufnika, nawet późnego Witolda Lutosławskiego, jest o wiele przystępniejsza. Palester miał krótki okres, który można umownie nazwać neoklasycznym, aczkolwiek nie był to taki lekki neoklasycyzm, jak np. u Antoniego Szałowskiego czy Michała Spisaka. Później jest to ciężka, zawiła muzyka, bardzo schromatyzowana, bardzo złożona fakturalnie. Wymaga doskonałego przygotowania, żeby osiągnąć dokładnie to, co napisał kompozytor.
Jak długo interesuje się pan postacią Palestra?
Palester jest obecny w moim życiu dość długo, w 2007 roku współtworzyłem poświęcone mu wydawnictwo multimedialne ("Roman Palester", Zofia Helman, Lech Dzierżanowski, Piotr Maculewicz). Zawsze był dla mnie zagadką. To kompozytor, którego pozycja tuż przed II wojną światową i zaraz po niej była bardzo wysoka. Można powiedzieć, że zaraz po wojnie był to czołowy polski kompozytor; kreowano go na następcę Karola Szymanowskiego. W uproszczeniu można powiedzieć że kiedy Palester wyjechał pierwsze miejsce zajął Panufnik, po ucieczce Panufnika na czoło wysunął się Lutosławski.
Palester był od nich trochę starszy, miał dość duży dorobek przedwojenny. Jego pozycja przed wojną wynikała też z tego, że był rozchwytywanym twórcą muzyki filmowej i teatralnej. Był bardzo twórczy w czasie wojny, większość jego twórczości wojennej ocalała. Ocalała Sonata na dwoje skrzypiec i fortepian, ocalał III Kwartet smyczkowy, Sonatina na cztery ręce i przede wszystkim Koncert skrzypcowy, który ocalał cudem. Palester wspominał:
[Tadeusz] Ochlewski zrobił dwie kopie partytury, które ukrył podczas powstania w dwóch różnych miejscach. Mój oryginalny rękopis spłonął na Górczewskiej, a po powrocie do Warszawy nie można było odnaleźć również i schowanych kopii. Dopiero w kilka miesięcy po uwolnieniu Warszawy Wawrzyniec Żuławski odnalazł jedną z fotokopii wśród jakichś muzykaliów wyrzuconych na śmietnik w Szpitalu Ujazdowskim.
Jego wykonanie w Londynie w 1946 roku przez orkiestrę BBC i Eugenię Umińską pod dyrekcją Grzegorza Fitelberga było wielkim wydarzeniem. Zachowało się nagranie, na którym Umińska gra Koncert pochodzące prawdopodobnie z 1948 roku, niestety nie to z Londynu, towarzyszy jej NOSPR. Palester miał świetne relacje za granicą, należał do grona związanego z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Muzyki Współczesnej. Kiedy zostaje w Paryżu w pewnym momencie przestaje być znany w Polsce. Do tego stopnia, że dzisiaj jest to kompozytor praktycznie zapomniany.

Archiwum Cyfrowe (NAC)
Znamy opowieści o wielu ucieczkach z Polski Ludowej, w jaki sposób zniknął Roman Palester?
Od 1947 roku mieszkał w Paryżu. Przyjeżdżał do Polski do 1949 roku, ale coraz rzadziej. Przy czym początkowo jego pobyt w Paryżu był jak najbardziej legalny. Jego utwory były wydawane w Polskim Wydawnictwie Muzycznym, a jego żona – Barbara Palester – pracowała na rzecz PWMu. Był taki moment, w którym PWM rozwiązał z nim umowę; wyrzucono go ze Związku Kompozytorów Polskich za przyjęcia obcego obywatelstwa, co było zresztą nieprawdą – Palester przebywał we Francji na paszporcie nansenowskim, czyli miał status bezpaństwowca. Można powiedzieć ze to Polska Ludowa go wypchnęła, on nigdy nie uciekł. Ale miał doskonałą świadomość, jaka panowała w Polsce atmosfera polityczna i że byłoby mu tam trudno egzystować.
Dlaczego polski świat muzyczny o nim zapomniał?
Przede wszystkim brakuje wydań i wykonań, nagrań. Trudno rozmawiać o kompozytorze, którego muzyki nie można posłuchać. Trudno wykonywać muzykę kompozytora, którego nuty są niedostępne. Palester miał pecha, że po rozwiązaniu umowy z PWM w 1951 roku, nie znalazł dobrego zachodniego wydawcy. Miał dużo mniej szczęścia niż Panufnik z Booseyem, Lutosławski z Chesterem, Penderecki z Schottem. Palester był wydawany przez włoską oficynę Suvini Zerboni, oraz przez nowojorskie wydawictwo Southern Music Publishing. To były stosunkowo małe oficyny.
Ciągle próbował wrócić do PWM-u, po odwilży w 1956 roku negocjowano wydawanie jego nut. W tym czasie wykonywano jego utwory w Polsce, i to ważne: Requiem, balet Pieśń o Ziemi, IV Symfonię, kantatę Wisła i Wariacje na orkiestrę. Ale to był krótki okres, od 1958 roku te wykonania zanikły. Zanikły też rozmowy z PWM, wrócono do nich po 1977 roku, kiedy zdjęto zapis cenzury na Palestra. Powoli wydawano jego utwory, ale wtedy nie trafiły w swój czas. Palester stracił wpływy w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Muzyki Współczesnej, bo jako emigrant nie mógł reprezentować Polski. Próbował powołać sekcję emigracyjną, ale to się nie udało.
Gdyby Palester został w Polsce, mógłby bardzo dobrze odnaleźć się w klimatach Warszawskiej Jesieni. Jego muzyka znalazłaby się w kręgu twórców starszego pokolenia, którzy nadążają za awangardą. Palester interesował się dodekafonią, pewnymi zjawiskami aleatoryzmu. Na pewno było to dużo bardziej zaawansowana muzyka niż Andrzeja Panufnika. Plasowałby się gdzieś tak między Lutosławskim a Tadeuszem Bairdem (nie bez przyczyny podobnie jak Baird napisał Koncert altówkowy).
Przebić się na rynek zachodni, emigracyjnemu kompozytorowi było bardzo trudno, szczególnie jeśli obok komponowania trzeba było się utrzymać. Taką możliwość miał Panufnik, kiedy unormowała się jego sytuacja materialna i mógł poświęcić cały czas komponowaniu. Palester był rozrywany pomiędzy pracę w radiu a komponowanie. To mu nie służyło. Nie miał też szczęścia do wykonawców. Miał bardzo oddanego dyrygenta, Belga Franza André (chociaż w pewnym momencie przestał on promować jego muzykę). Promował go Stanisław Skrowaczewski, z którym utrzymywał bardzo dobre kontakty. Bohdan Wodiczko przymierzał się parę razy do wystawienia misterium ''Powrót Don Juana'', ale nigdy do tego nie doszło. Jan Krenz przyjaźnił się z Palestrem, ale do lat 80. nie mógł wykonywać jego muzyki – dopiero w 1988 poprowadził V Symfonię.
Czy Palester stracił kontakty z polskim środowiskiem?
Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że Palester utrzymywał intensywne kontakty z Polską przez cały czas swojego wygnania. Palester przekazał całą swoją spuściznę: rękopisy, autografy, korespondencję i spisane audycje radiowe Bibliotece UW. Listów jest parę tysięcy. Jeśli przejrzymy listę ludzi, którzy do niego pisali, znajdziemy na niej wybitnych pisarzy: od sporadycznych listów do Czesława Miłosza, Witolda Gombrowicza (to były raczej kontakty zawodowe), poprzez obszerną wymianę listów z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, Kazimierzem Wierzyńskim, Tymonem Terleckim, Jerzym Stempowskim po listy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Stanisława Balińskiego. Druga grupa to muzycy – tu dominują dyrygenci (Robert Satanowski, Jan Krenz, Bohdan Wodiczko, Stanisław Skrowaczewski, Grzegorz Fitelberg). Wyjątkowo interesujące są listy Krenza, w których dyrygent przedstawia wyjątkowo szczegółową analizę dzieł Palestra - opis koncepcji wykonawczej dyrygenta. Kompozytorów na tej liście nie ma zbyt wielu, ale Palester przyjaźnił się z Jerzym Fitelbergiem, Arturem Malawskim, Antonim Szałowskim, zachowała sie też korespondencja z Panufnikiem i Zygmuntem Mycielskim. Sporo jest listów do muzykologów: od Józefa Kańskiego, Tadeusza Kaczyńskiego, Bohdana Pilarskiego po Zofię Helman, Teresę Chylińską, Piotra Wierzbickiego i Bolesława Malinowskiego. Niestety mniej jest listów samego Palestra, w tej chwili próbujemy do nich dotrzeć, ale to bardzo żmudne zajęcie. Palester korespondował biegle w pięciu językach: po polsku, angielsku, francusku, niemiecku i włosku.
Warto też pamiętać, że cenzura czasami nie działała do końca niezawodnie zwłaszcza na polu prasy fachowej. W 1964 roku w ''Ruchu Muzycznym'' ukazał się wywiad z Palestrem, chociaż Tadeusz Kaczyński, autor tegoż wywiadu miał później kłopoty. Parę lat wcześniej Stefan Kisielewski napisał w swoim felietonie opublikowanym w Ruchu Muzycznym kilka słów o Palestrze po swojej podróży na Zachód. Właściwie to był bardzo prowokacyjny tekst. Kisiel pisze tak:
Na zakończenie odwiedziłem w Monachium Romana Palestra, który niezadługo potem dostał na konkursie w Rzymie nagrodę za operę ''Śmierć Don Juana''. Palester to kawał historii polskiej muzyki współczesnej, tylko że się, nie wiedzieć po co, od tej muzyki odłączył. Siedzi w Monachium, siedzi, siedzi, siedzi.... Ma do nas pretensje, my mamy do niego pretensje, a ja się pytam, po chol....to wszystko?! Ani nam nie warto robić z polskich kompozytorów prezentów, i to Zachodowi, który nie zawsze umie się na takich prezentach poznać, ani Palestrowi niesporo działać bez bazy, zaplecza i muzycznych przyjaciół. – Wracaj, Romanie – mówiłem całując go w zaokrąglony pysk. "Ale czy on nas posłucha, bo to głucha jest psiajucha..." .

fot. Marek Suchecki/Forum
Palester był szefem redakcji kulturalnej Radia Wolna Europa, co najbardziej pasjonowało go w kulturze i sztuce?
Mówiąc najogólniej: szeroko pojęty modernizm, przełom, który nastąpił w sztuce na przełomie wieków. Zachowało się około 600 skryptów jego audycji. Samych nagrań audycji zachowało się mniej. Można z tych audycji złożyć pogadanki na temat najważniejszych twórców XX wieku. Są też eseje na temat sztuk plastycznych, literatury. Zajmował się też typowo dziennikarską robotą: sprawozdaniami z festiwali, wystaw.
Miał dużą wiedzę na temat literatury. Dobór tekstów w jego utworach jest bardzo wyrafinowany, sięgał po teksty Czesława Miłosza, Rainera Marii Rilkego, Kazimierza Sowińskiego, listy Słowackiego do matki, pisał muzykę do ''Trenów''Kochanowskiego, poezji Wespazjana Kochowskiego. Bardzo ciekawą rzeczą są jego poszukiwania właściwego tekstu do opery, którą planował napisać. Prosił o pomoc znajomych, literatów – to bardzo ciekawe wątki w jego korespondencji.
O talentach literackich Palsetra można się przekonać z dostępnej w internecie autobiografii zatytułowanej "Słuch absolutny", która w tym roku ukaże się nakładem PWM-u w eleganckiej szacie graficznej, z bogatym aparatem krytycznym i ikonograficznym. Pisał ją, kiedy był samotny i chory w ostatnich latach życia i niestety jej nie dokończył. Była zamierzona niezwykle szeroko, wyłania się z niej cała panorama historii i życia odradzającej się II RP. Pisze fascynujące rzeczy o stosunkach panujących we Lwowie, gdzie kończył szkołę średnią.
Kiedy znajdował czas na komponowanie?
Miał taką umowę z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, że pół dnia pracuje w radiu, pół dnia ma na komponowanie. Myślę, że te pół dnia mogło być mocno okrojone, praca w radiu jest dość angażująca.
Chociaż Palester świetnie władał piórem, nie zapominajmy nigdy, że czuł się przede wszystkim kompozytorem. Wszelkie działania pozamuzyczne traktował jako pewien rodzaj misji, ale też była to konieczność – praca w RWE dawała mu podstawy bytu. W pierwszych latach pracy w RWE przybliżał postaci kompozytorów, którzy w Polsce przed Warszawską Jesienią w ogóle nie byli obecni. Trzeba pamiętać, że dopiero na pierwszej Warszawskiej Jesieni w 1956 roku po raz pierwszy wykonano w Polsce wiele utworów Strawińskiego. Muzyka Hindemitha, szkoły wiedeńskiej była niegrana i nieznana. On o niej opowiadał i uważał to za pewien rodzaj posłannictwa.
Ale pamiętajmy, że cały czas komponował, chociaż był coraz mniej grany. Nie był w stanie organizować sobie dobrych wykonań. Muzyka współczesna działa w pewnym środowisku, on z niego coraz bardziej wypadał. Mimo to z niezwykłą konsekwencją do końca życia tworzył – poprawiał stare utwory, ale także pisał nowe. To jest coś niezwykłego i może z tego powodu też warto im się przyjrzeć. Czy rzeczywiście to, że są nieobecne wynika z ich braków? A może z pewnego zbiegu okoliczności, ktory też ma wielkie znaczenie?
Pechowy życiorys.
Nie dożył tryumfalnego powrotu, w odróżnieniu od Panufnika, który powrócił do Polski w blaskach fleszy telewizyjnych, witany przez delegację z Akademii Muzycznej z jej rektorem na czele, wreszcie miał swoje wielkie chwile na Warszawskiej Jesieni, gdzie wykonano kilkanaście jego utworów. Palester przyjechał do Polski za wcześnie, w 1983 roku, kiedy nie było dobrego czasu na przyjęcie jego twórczości. Odbyły się wtedy dwa koncerty jego muzyki w Krakowie, troszkę po cichu. Trwał jeszcze stan wojenny, to cud, że on w ogóle mógł przyjechał.
Filharmonia Narodowa w Warszawie z okazji 80. lecia urodzin Palestra chciała zorganizować jego kameralny koncert. Kiedy organizatorzy zapytali się go, jakie utwory najlepiej wykonać kompozytor odpowiedział, że bardzo cieszy się, że go wykonują, ale oczekiwałby na swoje 80-lecie wykonania jakiegoś utworu symfonicznego. W 1987 roku ZKP zorganizował w Warszawie sesję muzykologiczną zatytułowaną Muzyka źle obecna, organizatorką była Elżbieta Tarnawska-Kaczorowska. Zaproszno Palestra jako jednego z prelegentów wśród innych kompozytorów emigracyjnych takich jak Szałowski, Maciejewski, Panufnik, Kassern, Laks, Spisak. Palester był schorowany, nie przyjechał, ale napisał tekst "Prawda źle obecna". Zaprotestował przeciwko łączeniu go z kompozytorami, którzy byli w zupełnie innej sytuacji i działali w innych warunkach. Domagał się pracy nad zbadaniem tej muzyki, zamiast tworzenia sztucznych kategorii muzyki nieobecnej.
Zmarł w 1989 roku, tuż przed Okrągłym Stołem i zmianami które byc może pozwoliłyby mu powrócić do Polski w pełnym blasku. Po jego śmierci nikt się nim nie zajmował. Jedynie profesor Zofia Helman napisała gruntowną monografię, koncentrującą się na ścisłych muzykologicznych analizach. To bardzo cennedzieło, ale nie jest to książka dla melomanów, nie mówiąc już o laikach.
Miał poczucie dumy i goryczy niespełnienia. Trudno mu się dziwić.
Lech Dzierżanowski jest pianistą i menadżerem. Był laureatem Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku, dokonał nagrań dla Polskiego Radia i TV oraz dla Polskich Nagrań. Przez wiele lat prowadził impresariat Jerzego Maksymiuka, pracował w Filharmonii Narodowej, Filharmonii Łódzkiej, Towarzystwie im. Witolda Lutosławskiego. Jest współautorem cyklu wydawnictw multimedialnych realizowanych przez wydawnictwo Noyamundi: "Witold Lutosławski – twórcze życie", "50 lat Warszawskich Jesieni", "Karol Szymanowski", "Andrzej Panufnik", "Roman Palester" oraz dwa wydawnictwa poświęcone Fryderykowi Chopinowi: "Chopin – Młode lata" i "Chopin – lata na emigracji".
Roman Palester – emigrant z Wolnej Europy
"Wojciech Kilar – między awangardą a Hollywood", reż. Violetta Rotter-Kozera
"Wojciech Kilar – między awangardą a Hollywood", reż. Violetta Rotter-Kozera

Wojciech Kilar to jedna z najbardziej znaczących, a jednocześnie jedna z najbarwniejszych postaci polskiej kultury. Zyskał międzynarodowe uznanie zarówno jako kompozytor muzyki współczesnej, jak i filmowej. Jego muzykę słyszymy w filmach Kutza i Zanussiego, ''Ziemi obiecanej'' Wajdy i ''Draculi'' Coppoli.
''Wojciech Kilar, między awangardą a Hollywood'' powstał w koprodukcji Instytutu Adama Mickiewicza z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, TVP oraz Katowicami – Miastem Ogrodów. Mecenasem filmu jest Bank Zachodni WBK.
Premiera 29 listopada 2017 roku w Kinie Iluzjon w Warszawie zostanie uświetniona koncertem Pawła Kaczmarczyka. Transmisja na żywo rozpocznie się o 19.00 na stronie FB Culture.pl
W poprzednich dokumentach Violetta Rotter-Kozera zajmowała się m.in. twórczością Michała Spisaka (''Michał Spisak. Listy rozproszone''), Henryka Mikołaja Góreckiego (''Please Find. Henryk Mikołaj Górecki''), Karola Stryi (''Karol Stryja. Ślązak, który zdobył świat'') i religijnością Wojciecha Kilara (''Wojciech Kilar. Credo''). ''Wojciech Kilar – między awangardą, a Hollywood'' to kolejny film, który reżyserka poświęciła polskiej muzyce – tym razem środek ciężkości został położony na muzykę pisaną z myślą o kinie.
W jaki sposób Wojciech Kilar, uznany twórca awangardowy, którego utwory porywały słuchaczy pierwszych Warszawskich Jesieni, trafił do przemysłu filmowego? Jak wyglądała jego współpraca z reżyserami, czy jego pomysły nie spotykały się z oporem twórców, cenzury? Jaki jest status muzyki filmowej, czy jest on równy muzyce koncertowej? Czym inspirował się Kilar, tworząc ścieżki dźwiękowe do filmów? Czy zdarzały mu się gorsze produkcje?
Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w filmie, udzielili ich wybitni artyści, często zaprzyjaźnieni z kompozytorem. Są wśród nich m.in. Kazimierz Kutz, Krzysztof Zanussi, Antoni Wit, Andrzej Wajda, Roman Polański, Kazimierz Kord, Marek Moś, Peter Jablonski, Sławomir Idziak, Fred Fuchs. Dopełnieniem rozmów z artystami i świadkami wydarzeń, których bohaterem był Wojciech Kilar, są fragmenty wybitnych dzieł światowej sławy reżyserów, z którymi współpracował kompozytor. W dokumencie wykorzystano fragmenty ponad 20 produkcji od wczesnych filmów z lat 60. w reżyserii Kazimierza Kutza po ostatnie obrazy, takie jak ''Pianista'' w reżyserii Romana Polańskiego, ''Zemsta'' w reżyserii Andrzeja Wajdy czy ''Portret damy'' Francisa Forda Coppoli. Za muzykę do tego ostatniego filmu kompozytor otrzymał nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Kompozytorów, Autorów i Producentów ASCAP Award 1992 w Los Angeles.
2017/11/28